Przedostatniego dnia naszego wyjazdu na Bałkany odwiedziliśmy dwa miasta leżące w dwóch sąsiadujących ze sobą państwach. Pierwsze przypominało nam książki i filmy o piratach. Szczególnie te, które oglądaliśmy znacznie wcześniej niż Johnny Depp wcielił się w postać Jacka Sparrow’a. Drugie nasuwało znacznie drastyczniejsze wspomnienia, gdy słuchaliśmy wiadomości o bratobójczych walkach i rzekach krwi. W tym tekście zapraszamy Was w podróż z Dubrownika do Mostaru.
Dubrownik
Z łezką w oku pożegnaliśmy Czarnogórę i Góry Lovcen. Gdy autobus kołysząc się po drogach układał nas do snu, dotarliśmy w końcu do naszego pierwszego celu. Było nim chyba najchętniej odwiedzane miasto Chorwacji – Dubrownik. Po wyjściu ze środka lokomocji wprost oniemieliśmy. Tylu turystów już dawno nie widzieliśmy w jednym miejscu!
Idąc labiryntem ulic pośród wysokich kamiennych murów, doszliśmy do portu. I choć dzisiaj kłębi się tam mnóstwo niewielkich jachtów i łódek, to nie trudno wyobrazić sobie zawijające tam kiedyś duże statki handlowe najróżniejszych bander.
Dostęp do morza a rozwój miasta
Nie bez kozery wspominamy o wilkach morskich spod znaku czaszki i piszczeli. Historia miasta wiąże się bowiem ściśle z dostępem do morza. Już w VII wieku, gdy część obecnego Dubrownika była jeszcze podmokłą wyspą, osiedlili się na niej Słowianie. W X wieku powstała osada na stałym lądzie, a że ludzie się dogadywali, to zasypali oddzielającą ich przestrzeń morską i utworzyli dość spore jak na tamte czasy miasto.
Było ono mocno ufortyfikowane, a dogodna lokalizacja pozwalała na szybki rozwój handlu, który wiązał się z rozbudową Dubrownika. Przez około półtora wieku od początku XIII wieku rządzili tam Wenecjanie, co niewątpliwie pomogło w unowocześnieniu i usprawnieniu wszelkich prac nad poprawą żeglugi.
Później miasto przechodziło z rąk do rąk, aż w końcu powstała Republika Dubrownicka, która przez ponad 300 lat świetnie prosperowała. Jej kres wiązał się ze zmianą morskich szlaków handlowych, co nastąpiło po odkryciu Ameryki. Dziś cumują tam statki wycieczkowe i amatorzy jachtingu.
Atrakcje Dubrownika
Po wyjściu z portu i krótkim spacerze stanęliśmy na jednym z głównych placów miejskich Luza. Jest to miejsce, gdzie często spotykają się pary, znajomi i grupy wycieczek. Jego centralną część zajmuje wysoka kolumna średniowiecznego rycerza o imieniu Orland. Hmm… zróbmy z tego mały anagram i wyjdzie nam imię Roland, a o tym gościu to już na pewno słyszeliście. W końcu Pieśń o Rolandzie to jeden z najbardziej znanych poematów francuskich. Tak to właśnie na tym sławnym bohaterskim i honorowym wojaku opierał się twórca pomnika.
Przy figurze rycerza wznosi się ciekawy budynek, do którego postanowiliśmy zajrzeć. Był to kościół pod wezwaniem św. Bartłomieja. Ten męczennik (zarówno w kościele katolickim, jak i prawosławnym), który nie dość, że został ukrzyżowany głową w dół, obdarty żywcem ze skóry, a na koniec zdekapitowany (ludzie zawsze potrafili „umilać” sobie czas wolny), jest patronem Dubrownika. Obecna świątynia pochodzi z XVIII wieku i wybudowano ją na miejscu poprzedniej zniszczonej podczas trzęsienia ziemi.
Chwilę potem ruszyliśmy dalej, by zajrzeć do wybudowanej w 1877 roku Cerkwi Serbskiej. Jej wystrój jest dość prosty jak na przepych prawosławnych świątyń. Warto tam jednak wstąpić, chociażby po to, aby zobaczyć niesamowitą kolekcję ikon pochodzących z całego wybrzeża Morza Adriatyckiego.
Czar uliczek w Dubrowniku
Nie mieliśmy zbyt dużo czasu, więc postanowiliśmy zakosztować trochę miejscowego klimatu i pospacerować po wąskich uliczkach Dubrownika. Nie tych głównych, gdzie kłębią się turyści, ale tych małych, bocznych, gdzie czuć chłód nawet w upalny dzień. Idąc tak, mogliśmy przekonać się, jak daleko zaszła komercja. W pewnym momencie Renia zwróciła Mikołajowi uwagę, że przy jednym z wejść do sklepów wisi jego imiennik. Trochę się zdziwiliśmy, bo to w sumie jakby nie patrzeć trochę wcześnie na niego. Nie pozostało Mikołajowi nic innego, jak dać sobie strzelić fotkę ze Świętym Mikołajem.
Potem jeszcze tylko na chwilę przysiedliśmy w małej kawiarence, chłodząc się kawą mrożoną i ruszyliśmy w kierunku autobusu. Strzeliliśmy sobie oczywiście zdjęcie na tle pięknych skał wystających z morza w pobliżu miejsca, gdzie spotykają się zapaleni kajakarze.
Załadowaliśmy się do naszego środka transportu i mogliśmy chwilę odpocząć, rozmawiając z sąsiadami. Nasza podróż z Dubrownika do Mostaru trwała dłużej niż zakładaliśmy, bo niestety mieliśmy problemy z przekroczeniem granicy i wjechaniem do Bośni i Hercegowiny.
Mostar
Polecamy przed wyjazdem do Bośni i Hercegowiny zapoznać się z informacjami praktycznymi, w tym szczególnie dla kierowców, dostępnymi m.in. na stronie MSZ-u. Na pewno gdy zamierzacie dotrzeć z Dubrownika do Mostaru autem lub autobusem, zaplanujcie sobie większe widełki czasowe. W naszym przypadku okazało się, że na zwiedzanie miasta pozostało nam niewiele czasu. Pospieszyliśmy więc do największej atrakcji Mostaru, jaką jest wybudowany w 1566 roku most. Niestety, w wyniku bratobójczych walk, które miały tam miejsce, został doszczętnie zniszczony. Odbudowano go dopiero jedenaście lat później, tj. w 2004 roku.
Bratobójcze walki
A skoro już o wojnie wspominamy, to powiemy, o co w niej chodziło. Jak myślicie, co mogło pchnąć ludzi do zabijania swoich własnych sąsiadów w dobrze prosperującym turystycznie i przemysłowo mieście? To, co przeważnie, czyli sprawy religijno-narodowościowe. Najpierw Bośniacy i Chorwaci zaczęli wyżynać Serbów, potem zwrócili się przeciwko sobie.
Wojny to świetny interes dla bezwzględnych światowych graczy zbrojeniowych, więc walki wciąż eskalowały. Zabijano całe rzesze ludzi, niszczono przepiękne zabytki i równano całe dzielnice z ziemią. Do dziś po tamtych wydarzeniach widać ślady na wielu fasadach budynków (spójrzcie na zdjęcia).
Most Pojednania w Mostarze
I to właśnie zburzenie mostu było dla wielu mieszkańców miasta symbolem upadku. Budowla ta bowiem przez wieki nazywana była Mostem Pojednania. W Mostarze żyli przez stulecia przedstawiciele różnych narodowości i wyznań. I choć różnili się poglądami, to aż do 1992 roku potrafili zgodnie współżyć. Dziś mimo wielu lat od zakończenia wojny, idąc ulicami czuć jakieś napięcie.
Powróćmy jednak do czasów obecnych. Gdy już przeszliśmy na drugą stronę Neretwy (tak nazywa się rzeka), ruszyliśmy kamiennymi uliczkami, przy których pełno było niewielkich sklepików. Oj tak, co by nie mówić o Mostarze, to pamiątek z niego można naprzywozić wiele. Począwszy od niewielkich bibelotów, poprzez najróżniejsze produkty spożywcze, a na ciuchach kończąc.
Macho na moście
Spacerując tak, spojrzeliśmy z pewnej perspektywy na oddalający się most. Renia złapała Mikołaja za rękę i powiedziała: „Spójrz, z góry do rzeki skoczył człowiek!”. Jak później się okazało, jest pewna tradycja mówiąca, że młody chłopak, który chce udowodnić, że jest prawdziwym mężczyzną, musi skoczyć z mostu do rzeki. Powiecie pewnie, że to nic trudnego. Wcale nie jest to jednak takie proste. Jego wysokość od lustra wody to około 25 metrów (czyli mniej więcej 7 piętro), a głębokość Neretwy to tylko 3, maksymalnie 4 metry. Mimo to śmiałków nie brakuje. Nie dość, że pokazują jakimi to są macho, to jeszcze na tym zarabiają.
Maszerując dalej ulicami, podziwialiśmy zabudowę. Przemieszczając się z Dubrownika do Mostaru w ciągu zaledwie jednego dnia, mieliśmy świetną okazję porównać oba miasta „na gorąco”. Nad dość niskimi budynkami górowały wieże minaretów, a na pobliskim wzgórzu ustawiono wysoki na kilka metrów krzyż. Niestety, słońce chyliło się już ku zachodowi, więc nie mogliśmy zbyt wiele zwiedzić, ale i tak cieszyliśmy się, że dotarliśmy do tego miejsca.
Wyprawa z Dubrownika do Mostaru dobiegła końca. W kolejnym, ostatnim już z bałkańskiej serii tekście, zabierzemy Was do miasta, w którym zaczęła się I wojna światowa, odbyła się zimowa olimpiada sportowa, a gdy mówimy o różach, to niestety na naszych ustach nie gości uśmiech, a raczej grymas bólu i przerażenie ludzką brutalnością. Miastem tym będzie, jak już się pewnie domyślacie, stolica Bośni i Hercegowiny – Sarajewo. Jeśli chcecie się dowiedzieć, co warto zobaczyć w okolicach Mostaru, to zajrzyjcie do tekstu naszej znajomej – Wokół Mostaru.
W Dubrowniku byłam jakieś 10 lat temu. Podobał mi się. Mostar ciągle przede mną. Słyszałam o nim wiele pozytywnych opinii.
Mostar, jest bardzo ciekawym miastem i warto się tam wybrać 🙂
PS. Widzę, że rozbudowałeś nazwę bloga 😉
Bo rozbudował się zespół go tworzący 😉
[…] opisaliśmy już zeszłoroczną wyprawę po Bałkanach – Albanii, Bośni i Hercegowinie, Chorwacji, Czarnogórze i Serbii. W kolejce wciąż cierpliwie czekało jeszcze jedno państwo Europy […]
[…] do naszego środka transportu i mogliśmy udać się na eksplorację Sarajewa. Po opuszczeniu Mostaru noc spędziliśmy w Hotelu Saraj, więc nie musieliśmy daleko maszerować, aby dotrzeć do […]