Lwów – Na pożegnanie

Na zakończenie moich opowieści o Lwowie chciałbym zabrać Was do kilku miejsc, których wnętrz nie odwiedziłem, choć niewątpliwie na to zasługują (będę musiał to naprawić przy kolejnej bytności w tym mieście). Pragnę pokazać Wam również dwie kolejne budowle obronne. A na koniec osłodzę Wam lwowski pobyt i wyruszę na dworzec.

Czy mówią Wam coś takie nazwiska jak: Stanisław Lem, Kornel Makuszyński, gen. Stanisław Maczek, Jan Parandowski, czy Tadeusz Kotarbiński? Oczywiście jest to pytanie retoryczne, ale czy wiecie co łączy tych znanych i wielkich ludzi? Otóż wszyscy oni są absolwentami jednej z najbardziej prestiżowych polskich przedwojennych szkół wyższych. Uniwersytet Lwowski, bo to o nim tu mówię, jest jedną z najstarszych szkól wyższych w Europie Wschodniej. Został założony w 1661 roku przez polskiego króla Jana Kazimierza i od czasu powstania przez kilkaset lat wykształcił wiele znanych osobistości.

Ja dotarłem do niego niestety w dzień wolny, a co za tym idzie, po wejściu podszedł do mnie ochroniarz i mimo moich usilnych próśb oraz obietnic „że tylko na chwilę”, „że tylko zajrzę i rzucę okiem”, „chociaż dwa zdjęcia”, „już wyjeżdżam” itp., nie chciał mnie wpuścić . Pozostało mi tylko wykonać kilka zdjęć holu oraz z zewnątrz budynku. Przed wejściem do Uniwersytetu znajduje się park, a w nim Konsulat Honorowy Bułgarii.

Innym miejscem bardzo ważnym dla polskiej kultury i nauki był Zakład Narodowy imienia Ossolińskich. Dziś mieści się on co prawda we Wrocławiu, ale aż do 1945 roku jego główna siedzibą był Lwów, gdzie został utworzony na początku XIX wieku. Biblioteka Ossolińskich gromadzi jedne z największych polskich zbiorów, ustępują one wyłącznie tym z Biblioteki Jagiellońskiej. To właśnie do niej swoje zbiory przekazywały największe rody szlacheckie Rzeczpospolitej wschodniej.

Swoją lwowską siedzibę Ossolineum miało w połączonym ze sobą klasztorze Karmelitanek Trzewiczkowych oraz kościele świętej Agnieszki.

Kolejnym budynkiem po którego wnętrzach nie było mi dane się poruszać, a chciałbym bardzo i na pewno przy kolejnej bytności we Lwowie zarezerwuję na to czas jest Opera. Na jej deskach występowali i do tej pory występują znani artyści z całego świata.

Idąc przez centrum Lwowa nie sposób nie zauważyć przepięknego zdawałoby się pałacu, w którym mieści się lwowska opera. Jego rozmachowi nie ma się co dziwić skoro twórcą tego dzieła był znany architekt Zygmunt Gorgolewski, w którego dorobku są również takie budynki jak Muzeum Berlińskie, Dworzec Wiedeński, czy wiele przepięknych pałaców.

W swoich poprzednich tekstach pokazałem Wam kilka budowli ważnych dla Lwowa ze względów strategicznych. Dzisiaj zabiorę Was do Cytadeli. Nie była ona w moim planie podróży, a trafiłem na nią, a właściwie jedną z jej części, przypadkiem. Gdy pod koniec jednego z dni przechodziłem obok Zakładu Ossolińskich, postanowiłem sprawdzić co znajduje się na jego zapleczu. Udałem się więc na spacer wąską brukowaną uliczką prowadząca pod górę. Po chwili minąłem kamienice i mieszczące się za nimi garaże. Przede mną roztoczył się widok na zalesione wzgórze, na którego szczycie znalazłem się już po chwili. Widoków stamtąd nie było wspaniałych, gdyż wszystko przesłaniały gałęzie drzew. Ale mój wzrok przykuło coś całkowicie innego. Pośród zieleni wznosiły się tam bowiem niewielkie ceglane wieżyczki, a w centralnej części wzniesienia ustawiono dużą basztę obronną. Powłóczyłem się tam chwilę, ale ze względu na zapadający już zmrok musiałem skierować się w kierunku hostelu.

Inną ważną dla Lwowa budowlą obronną były niewątpliwie okalające go mury. Niestety do dzisiejszych czasów pozostały tylko niewielkie ich resztki. Aby je zobaczyć wystarczy przejść się w okolice Arsenału.

Jeśli zastanawiacie się co przywieźć ze Lwowa to jako wielki łasuch proponuję Wam udać się na ulicę Serbską, znajduje się ona tuż przy Rynku. Tam w jednej z kamienic mieści się Fabryka Czekolady. Jest to miejsce gdzie możecie poza wypiciem kubeczka gorącego napoju i zakupieniem najrozmaitszych słodkości, spojrzeć przez szybę i zobaczyć jak powstaje słodka ambrozja łasuchów.

Miejscami które bardzo często odwiedzają osoby podróżujące są oczywiście dworce. Choć ja tym razem korzystałem z innych środków transportu nie mogłem sobie odpuścić wizyty na dworcu kolejowym we Lwowie. Gdy budynek ten powstawał na początku XX wieku, jego usytuowanie budziło wiele kontrowersji. Spytacie czemu, no cóż ciężko byłoby twierdzić, że jest on usytuowany w centrum miasta. Jednak lwowianie i przyjezdni dość szybko się przyzwyczaili i zaakceptowali ten fakt. Już niedługo po wybudowaniu miejsce to stało się jedną z największych stacji kolejowych całej monarchii Austro-Węgierskiej, a dziennie odchodziły stamtąd aż 94 pociągi.

To jak na razie ostatni mój tekst o Lwowie, piszę na razie, bo wiem, że wrócę do tego miasta jeszcze nie jeden raz, gdyż warto poznać je dogłębnie, a ja jak dotychczas liznąłem jedynie jego świetności. Zachęcam Was abyście się tam udali, bo warto. A jeśli obawiacie się o stan swoich portfeli to zapewniam Was, że nie jest to wyjazd drogi. Czasami dostanie się do niektórych miast w Polsce potrafi więcej kosztować. Na miejscu natomiast ceny nie odbiegają od tych w mniejszych miastach w Polsce, a dostanie się do muzeów i wielu innych ciekawych budynków kosztuje tyle co bilet na autobus czy tramwaj w Polsce.

6 Comments

  1. Pięknie tam! Mam nadzieję, że kiedyś w końcu uda mi się dotrzeć do Lwowa. Już raz planowałam, ale coś tam wypadło, i tak zeszło kilkanaście lat…

Powiedz nam, co sądzisz o tym artykule