Lwów – Dzień święty święcić

W każdej religii istnieją takie momenty w roku, kiedy wierni zbierają się podczas ważnych świąt w swoich świątyniach, aby uczcić swojego boga. Przybytki te niejednokrotnie potrafią olśnić swoim bogactwem, czy kunsztem wykonania. Nie ma się co dziwić, w końcu wielu ludzi, marząc o przyszłych profitach w raju, nie szczędzi datków na swoje wspólnoty w życiu doczesnym. Chciałbym Wam dzisiaj pokazać kilka takich miejsc, które odwiedziłem we Lwowie.

Ukraina w przeważającej mierze oparta jest na wyznaniu prawosławnym, drugą siłę stanowią na niej grekokatolicy. Natomiast dominujący w Polsce kościół rzymskokatolicki posiada tam tylko niecałe 2% udziału.

O części odwiedzonych podczas mojego krótkiego pobytu we Lwowie kościołów już pisałem, poniżej przedstawiam Wam kolejne „święte” miejsca tego miasta. Aby było łatwiej, pogrupowałem je zgodnie z wyznaniem jakie obecnie jest w nich kultywowane. Czemu piszę obecnie? Otóż przez lata swoich dziejów, budynki te często przechodziły z rąk do rąk i ich przeznaczenie się zmieniało.

Świątynie prawosławne

Jak już wyżej wspomniałem jest to religia dominująca na terenach Ukrainy. A czym różni się od rzymskokatolickiej części chrześcijaństwa? W 1054 roku nastąpiła tzw. Wielka Schizma, czyli rozłam chrześcijaństwa. Oczywiście nie był to proces błyskawiczny i trwał ponad wiek. A czego dotyczył i jakie są różnice? No cóż, niewątpliwie było to starcie dwóch ośrodków władzy chrześcijańskiej, które można by w uproszczeniu podzielić na część wschodnią (z centrum w Konstantynopolu) i część zachodnią (z centrum w Rzymie). Jedną z najważniejszych różnic dzielących oba odłamy jest pojęcie zwierzchnictwa. Zachód na czele stawia papieża. Główna władza jest więc trzymana w rękach jednego, ponoć nieomylnego człowieka, jego słowo jest wiążące w każdej kwestii wiary. Z takim pojęciem nie zgadza się prawosławie, bo czyż Bóg nie stwierdził, że człowiek jest istotą ułomną i omylną, a wierni są wspólnotą i są sobie równi. W myśl tego pojęcia nie ma w prawosławiu jako takiego pojęcia zwierzchnictwa, a uznawana jest raczej współpraca poszczególnych kościołów.

Jedną z artystycznych, charakterystycznych dla prawosławia cech są niewątpliwie ikony. Są to przedstawienia malarskie, których się nie maluje, a pisze. No jak to powiecie, nie raz widzieliśmy ikony i na pewno nie były to teksty, a obrazy. W myśl doktryny każda ikona jest modlitwą, a jako taką można ją tylko zapisać, a nie malować. Co więcej, te prawdziwe ikony w związku z powyższym mogą być tworzone wyłącznie przez osoby żarliwie wierzące.

No, ale dobrze przechodzę do pokazania Wam kilku przybytków tej wiary, które odwiedziłem we Lwowie. Zacznę oczywiście od cerkwi pod wezwaniem mojego imiennika świętego Mikołaja. Jak już wiecie z jednego z moich wcześniejszych tekstów, założycielem Lwowa był Daniel Halicki, który nadał miastu nazwę na cześć swojego syna Lwa, działo się to w XIII wieku. Gdy Lew przejął władzę, w 1292 roku nadał część lwowskiej ziemi kościołowi i właśnie wtedy wybudowano opisywaną tu świątynię. Śmiało więc można uznać, że cerkiew świętego Mikołaja jest jednym z najstarszych kościołów Lwowa. Wnętrze jest dość ciemne i na pewno nie możemy mówić o tym żeby było duże, niemniej warto tu zajrzeć choćby po to aby podziwiać sztukę naścienną.

Cerkiew świętych Piotra i Pawła, była pierwszym odwiedzonym przeze mnie kościołem we Lwowie. Znajduje się ona niedaleko Cmentarza Łyczakowskiego i choć powstała dość późno, bo w XVII wieku pełniła funkcje sakralne kościołów: rzymskokatolickiego, greckokatolickiego oraz prawosławnego. Podziwiać ją mogłem jedynie z zewnątrz, oraz przez szybę w drzwiach wejściowych. Przez pierwszych około 100 lat swojego istnienia kościół ten należał do zakonu paulinów, którzy musieli opuścić go w wyniku pierwszego rozbioru Polski.

Z kolei ostatnią budowlą sakralna, którą odwiedziłem we Lwowie była cerkiew Opieki Matki Bożej. Aż do połowy XX wieku kościół ten był we władaniu kościoła rzymskokatolickiego. Jego geneza datuje się na koniec XVII wieku, kiedy to za niemałą kwotę 40.000 złotych został w tym miejscu wybudowany klasztor trynitarzy wraz z kościołem. Aby uzmysłowić Wam jak duże to były pieniądze wspomnę, że w tamtych czasach koszula kosztowała 5 groszy, cała gęś 2 grosze, 15 jajek 5 groszy, a dość dobry koń około 20 złotych.

Odwiedzając to miejsce trafiłem na odbywające się w nim nabożeństwo, co było dla mnie niewątpliwie dodatkową atrakcją oraz możliwością porównania liturgii z kościołem rzymskokatolickim (choć nie rozumiałem wielu słów, to muszę przyznać, że jest ona bardziej barwna i śpiewna, czym przypomina trochę msze ewangelików).

 

Kościoły greckokatolickie

Przez chwilę zastanawiałem się jak można by określić  ten odłam katolicyzmu, jak prosto go zdefiniować. Najprostszym chyba rozwiązaniem jest stwierdzenie, że przy zachowaniu całego rytu wschodniego, grekokatolicy uznają zwierzchnią władzę papieża.

Pierwszym z kościołów tego odłamu chrześcijaństwa, który opiszę będzie monaster świętego Onufrego. Z miejscem tym związana jest bowiem legenda, dotycząca pewnego obrazu, uważanego również za ikonę. Dzieło to powstało ponoć w Jerozolimie, na deskach stołu Maryi, a jego twórcą był święty Łukasz Ewangelista. Późniejsze dzieje tego ponoć cudownego obrazu były dość burzliwe i krążył on po wschodnim świecie, aż trafił w ręce znanego już nam księcia Lwa. Umieścił on go początkowo właśnie w monasterze świętego Onufrego, skąd został przetransportowany w czasie wojennej zawieruchy do zamku w Bełzie. Pewnie chcielibyście zobaczyć to dzieło, które rzekomo związane jest z początkami chrześcijaństwa, otóż zapewniam Was, że większość, jeśli nie wszyscy już je widzieliście, jeśli nie w oryginale to na pewno na zdjęciach. Mowa tu bowiem o ponoć cudownym obrazie Matki Boskiej Częstochowskiej.

Niedaleko lwowskiego Arsenału usytuowany jest na niewielkim wzniesieniu kościół Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny, będący początkowo budowlą rzymskokatolicką, należącą do zakonu karmelitów. Obecna budowla pochodzi z pierwszej połowy XVIII wieku, choć już wcześniej były tu zabudowania sakralne, które uległy jednak zburzeniu najpierw przez wojska Chmielnickiego, a następnie przez Szwedów. Dzisiaj rezyduje tu greckokatolickie zgromadzenie studytów. Warto wstąpić do tego kościoła na chwilę, gdyż można w nim wyraźnie zauważyć podział, a zarazem wspólny nurt kościołów rzymskokatolickiego i greckokatolickiego.

Kolejną cerkiew, którą chciałbym Wam pokazać uważam za jedną z najładniejszych jakie widziałem we Lwowie. Nie ma się zresztą co dziwić jest to najważniejszy kościół tego wyznania w tym mieście. Mówię o Archikatedralnym Soborze świętego Jura. Budynek tej świątyni ogradza wysoki mur z dużą bramą. Całość kompleksu została wybudowana w połowie XVIII wieku i związana jest mocno ze znaną ukraińską rodziną Szeptyckich.

Już z daleka ta piękna budowla wykonana w stylu rokoko robi ogromne wrażenie, które potęguje się po wejściu do środka. Gdy ja tam dotarłem trwały właśnie przygotowania do kilku ślubów, które miały się niedługo odbyć. Dzięki uprzejmości duchownego mogłem jednak dostać się za rozpiętą linę i wykonać parę zdjęć tego niesamowitego miejsca.

Ostatnim kościołem greckokatolickim, o którym będę pisał w tym tekście jest cerkiew pw. Przemienienia Pana Naszego Jezusa Chrystusa, zwana w skrócie cerkwią Przemienienia Pańskiego. Powstała ona stosunkowo niedawno bo dopiero w XIX wieku, na ruinach spalonego kościoła rzymskokatolickiego pw. Trójcy Świętej.  Choć z zewnątrz budowla ta nie robi jakiegoś szczególnie piorunującego wrażenia to warto zajrzeć do jej wnętrz, gdyż to właśnie tam kryje się całe jej piękno. Bogate zdobienia i piękne freski na ścianach mogą wprost zapierać dech. Jeśli chodzi o historię to warto zauważyć, że parafia ta była pierwszą greckokatolicką, która odrodziła się po upadku Związku Radzieckiego.

Gdy po wyjściu z cerkwi Przemienienia Pańskiego skierowałem się ulicą Krakowską w kierunku Rynku o mało nie ominąłem kolejnej wartej uwagi budowli sakralnej Lwowa. Katedra Ormiańska, bo o niej tu mówię, schowana jest pośród ustawionych wzdłuż ulicy kamienic. Kościół ten jest jednym z najstarszych we Lwowie pochodzi bowiem z XIV wieku i już wtedy uchodził za jeden z piękniejszych. Na jego wewnętrznych ścianach umieszczono niesamowite malowidła, na uwagę zasługuje również pięknie wykonany sufit. Półmrok panujący we wnętrzu znacznie utrudniał mi zrobienie zdjęć, ale mam nadzieję, że choć trochę udało mi się przekazać Wam urok tego miejsca.

W tym miejscu zakończę moją dzisiejsza relację z odwiedzonych budowli religijnych Lwowa, mam nadzieję, że zachęciłem Was do odwiedzenia tych miejsc.

13 Comments

  1. Czuję się oprowadzona po tych wszystkich miejscach 🙂 Dziękuję 🙂 Piękne zdjęcia 🙂

  2. uwielbiam zwiedzać kościoły. To takie miejsca pełne historii, od podłogi, aż po sufit. Piękne te lwowskie świątynie:)

  3. cudne miejsca… cudowne wnętrza… wspaniałe zdjęcia 🙂 pozdrawiam i czekam na nowe w NR, wspaniałych podróży i wpisów 🙂

  4. Wspaniałe zdjęcia. Obejrzałam je z prawdziwą przyjemnością!
    Uwielbiam cerkwie i greckokatolickie kościoły. Zawsze czuję się w nich jakoś tak uroczyście. Wychowałam się w innej religii, ale nie nie stoi to przecież na przeszkodzie, by podziwiać piękne ikonostasy, zapalić świeczkę, czy posłuchać śpiewów (sama wiele lat śpiewałam w chórze m.in. muzykę cerkiewną i uważam, że to wyjątkowo cudowna muzyka pełna niezwykłych harmonii i interwałów).
    Nigdy nie byłam we Lwowie, ale chętnie kiedyś podreptam ścieżkami, które wydeptałeś.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!

    • dziękuje za miłe słowa i życzenia 🙂 Ja ponoś też jestem wychowany w innej religii. Choć tak sobie myślę, że nie ma różnych religii, są tylko różne spojrzenia, nazwy i rytuały na Boskość. Nie ma tych lepszych i gorszych, a ze wszystkich filozofii można czerpać garściami, wystarczy być otwartym na nowe/stare doznania. A Lwów polecam Ci bardzo, sam na pewno wybiorę się tam jeszcze nie raz, bo poznałem tylko jego niewielką część.

Powiedz nam, co sądzisz o tym artykule