Co robić w Bieszczadach, gdy na połoninach tłumy?

Dwerniczek - BieszczadyDwerniczek - kiedyś przebiegała tędy granica państwa

Zastanawialiśmy się, co robić w Bieszczadach, gdy zjedzie do nich pełno turystów i szlaki wyglądają jak trakty w mrowisku. Postanowiliśmy sprawdzić, czy można czegoś się nauczyć i skorzystać z innych atrakcji niż trekking po połoninach.

Kiedy mówimy „Bieszczady”, pierwsze skojarzenie jakie przychodzi nam do głowy, to cudowne góry, po których można spacerować bez końca. Ale co zrobić, kiedy w Sanoku, Lesku czy Ustrzykach jest więcej ludzi niż na zakopiańskich Krupówkach?

Lutowiska

Na początek wybraliśmy się do jednej z największych gmin w Polsce. Lutowiska (gmina) zajmują powierzchnię 475 km² i jednocześnie należą do jednych z najsłabiej zaludnionych gmin w naszym kraju – mieszka tam ok. 5 osób na km². Dla porównania w Warszawie współczynnik ten wynosi 3412 osób na km².

Gmina Lutowiska jest też najdalej wysuniętą na wschód gminą naszego kraju i jedyną, która graniczy zarówno z Ukrainą, jak i Słowacją. Dzięki swoim walorom przyrodniczym jest w całości objęta najróżniejszymi obszarami chronionymi. Znajdziecie w niej parki narodowe, krajobrazowe, rezerwaty przyrody czy obszary ochrony krajobrazu.

Warsztaty zielarskie

Skoro w miejscu tym tak wiele mówi się o ochronie przyrody, postanowiliśmy poznać ją trochę bliżej. W tym celu wybraliśmy się na warsztaty zielarskie prowadzone przez Adama Szarego – biologa, pracownika Bieszczadzkiego Parku Narodowego i autora m.in. książki „Tajemnice bieszczadzkich roślin – wczoraj i dziś”.

Nasz spacer zaczęliśmy w okolicach wsi Lutowiska, skąd polną ścieżką podążyliśmy na poznawanie przyrody. A czego m.in. się dowiedzieliśmy?

  • skąd pochodzi powiedzenie „Tani jak barszcz” – na łąkach i polach rośnie pospolita roślina o nazwie barszcz zwyczajny i przez lata była wykorzystywana do przygotowywania zupy, którą nazwano właśnie od niej barszczem. Przepis dopiero później uległ modyfikacjom
  • wśród wysokich traw znajdziecie kolejną ciekawą roślinę krwawnik pospolity – napary z niej przygotowane są doskonałe na dolegliwości jelitowe, a zmiażdżone liście wykorzystuje się do opatrywania krwawiących ran, ponieważ mają działanie antyseptyczne. Dodatkowo, gdy ludy starosłowiańskie i germańskie nie znały jeszcze właściwości chmielu, wykorzystywały krwawnik do produkcji podpiwku
  • piękna i czerwona kalina doskonale nadaje się na dżemy, marmolady czy nalewki. Miała też duże znaczenie w wierzeniach. Ponoć dusza zmarłej niezamężnej kobiety wstępowała właśnie w ten krzew. Dlatego tak ważna była kalina w wiankach panien młodych
  • poznaliśmy też roślinę z zasady trującą, którą można wykorzystywać w lecznictwie. Trzmielina o pięknej czerwonej barwie i ciekawym kształcie potrafi pobudzić krążenie, wzmaga proces odchudzania, działa też wiatropędnie, ale trzeba uważać by nie przesadzić, bo może się to skończyć nieciekawie.

Cmentarz żydowski

Myśląc o tym, co robić w Bieszczadach poza chodzeniem po górach, postanowiliśmy odwiedzić cmentarz żydowski w Lutowiskach, jeden z największych w regionie. Zaczęto na nim chować zmarłych już w XVIII wieku, a ostatni pochówek miał miejsce w 1940 roku.

Dzięki dużej tablicy informacyjnej znajdującej się przed wejściem na teren kirkutu mogliśmy bardziej zrozumieć symbolikę wyrytych w kamieniach symboli. I tak np.:

  • kolumny oznaczają bramy niebios, które oddzielają świat doczesny od raju
  • lwy czy jelenie pojawiają się wyłącznie na nagrobkach mężczyzn, a ptaki są zarezerwowane dla kobiet
  • zwoje tory lub szafa świadczą o tym, że mężczyzna był uczonym w piśmie
  • gwiazda Dawida, którą wszyscy kojarzą jako symbol Izraela, stała się nim dopiero w XVIII wieku, wcześniej była jednym z magicznych znaków kabały
  • świecznik na grobie oznacza, że leży tam kobieta, bo to one były odpowiedzialne za zapalanie świec na początku szabatu

Jeśli byliście kiedyś na cmentarzu żydowskim, to pewnie zauważyliście kamyki położone na macewach. Jest to symbol pamięci i szacunku dla zmarłego.

I tak jak widzicie, cmentarze – choć z założenia martwe – mogą nas wiele nauczyć, dlatego podczas podróży staramy się ich nie omijać.

Dwerniczek – most do innego świata

Nie połoniny, to co robić w Bieszczadach? Jeśli lubicie połączenie natury i architektury, to wybierzcie się do niewielkiej wsi w gminie Lutowiska. Dwerniczek nie wyróżnia się na pierwszy rzut oka niczym bardzo ciekawym. Ale jeśli zagłębicie się kilkaset metrów w kierunku Sanu, Waszym oczom ukaże się długi most.

Przeprawa w Dwerniczku jest mostem wiszącym, wspartym na wysokim pylonie i rozciągniętych z niego stalowych linach. Ta wybudowana dla harcerzy na przełomie lat 70-80. XX wieku kładka robi duże wrażenie. Patrząc z daleka na pylon, można by sądzić, że wspiera on dość spory most i tu niespodzianka. Jego szerokość wynosi około 100-120 cm. Idąc po nim widzimy w dole wody Sanu.

Podczas naszej tam bytności stan rzeki był dość niski, zdecydowaliśmy się więc na zejście do koryta i krótki nim spacer. Ruszyliśmy w kierunku oddalonej o około 100 metrów wysepki, przy której spiętrzyło się kilka dużych gałęzi. Pomyśleliśmy nawet, czy przypadkiem nie są to żeremia bobrów.

W drodze do mostu naszą drogę przecięło stado pędzonych przez pasterza owiec. Mężczyzna okazał się rozmowny i pozwolił na podejście do zwierząt, których pilnował jego wierny towarzysz – pies. Dzięki temu mogliśmy zrobić krótką sesję zdjęciową z niezwykle wdzięcznymi modelkami.

Botaniczny Plac Zabaw

Kolejnym przystankiem na naszej drodze w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, co robić w Bieszczadach, była niewielka dziś wieś Zatwarnica. Była ona przed wiekami jednym z największych ośrodków mieszkaniowych w regionie. Niestety mało po tamtych czasach do teraz pozostało.

Z wsią wiąże się też historia walk po II wojnie światowej, gdy na tych terenach grasowały oddziały UPA (Ukraińskiej Powstańczej Armii). Pewnego dnia polskie wojsko ścigało przez cały dzień ugrupowanie tej formacji. Gdy nastał wieczór, obie jednostki dotarły w okolicę Zatwarnicy i tam nagle Ukraińcy jakby zapadli się pod ziemię. Polacy byli zmęczeni i postanowili odpocząć w zabudowaniach, gdzie pozostali całą noc. Po uciekinierach nie było śladu.

Jakiś czas później okazało się, że ścigający i ścigani spali w tych samych domach. Dosłownie kilka metrów od siebie. Jak to możliwe? Pod podłogami ukryte były bowiem drewniano-ziemne bunkry, w których schowali się Ukraińcy.

Ale nie po to zawitaliśmy do Zatwarnicy. Dawnych bunkrów już i tak nie ma, zostały zniszczone w pożarze w latach 40-tych XX wieku. Jest natomiast Botaniczny Plac Zabaw, miejsce w którym zarówno dzieci, jak i dorośli mogą się wiele nauczyć. Spacerując ścieżkami leśnymi, mijamy tablice z informacjami o faunie i florze. Wiedzę w ten sposób zdobytą można potem wykorzystać podczas rozwiązywania swego rodzaju rebusów. Jak dla nas strzał w dziesiątkę.

Cerkiew w Chmielu

Kilka kilometrów od Zatwarnicy znajduje się wieś Chmiel. Powstała w XVI wieku i nic szczególnego się w niej nie działo do wybuchu II wojny światowej, gdy wojska radzieckie dosłownie oczyściły ją z ludzi i zabudowań. Potem przez kolejne lata przechodziła z rąk do rąk. Raz była radziecka, raz niemiecka, aby w końcu w 1951 roku trafiła do Polski.

Z dawnych czasów ostała się właściwie tylko cerkiew, której z niewiadomych powodów żołnierze radzieccy nie zniszczyli w 1939 roku. Została ona wybudowana dość niedawno, bo na samym początku XX wieku na miejscu poprzednich świątyń. Jest jedną z dwóch tego typu budowli w Bieszczadach, które dotrwały do dzisiaj.

Warto zajrzeć do jej wnętrza, które jak zobaczycie na zdjęciach, prezentuje się bardzo ciekawie. Zwróćcie szczególną uwagę na ołtarz. Został on podarowany przez siostry zakonne z Łańcuta i posiada trzy wymienne obrazy.

Obok cerkwi znajduje się coś, co przypomina wiatę. Jest to replika dzwonnicy z XVIII wieku, którą doszczętnie rozebrano w latach 70-tych XX wieku. Dla historyków czy architektów sama w sobie może być ciekawa, nas zainteresowało jednak to, co kryje we wnętrzu. W jej centralnej części umieszczono dużą, pochodzącą z połowy XVII wieku, płytę nagrobną Fieronii z Dubrawskich Orlickiej. Pochodzi ona z pierwszej XV-wiecznej cerkwi, która stała w tym miejscu.

Uherce

Jeśli nie lubicie łazić po górach czy podziwiać starych świątyń lub chcecie na chwilę odpocząć od tych atrakcji, wybierzcie się do wsi Uherce. Leży ona niedaleko Jeziora Myczkowskiego przy tzw. Wielkiej Pętli Bieszczadzkiej.

Bieszczadzka Szkoła Rzemiosła

Co robić w Bieszczadach? Nasza propozycja – idźcie razem ze swoimi dziećmi do szkoły. W Uhercach powstała Bieszczadzka Szkoła Rzemiosła. W jej progach możecie nauczyć się kilku powoli zamierających zawodów czy właściwie umiejętności.

W programie zajęć są lekcje z: przygotowywania regionalnych posiłków, kaligrafii czy garncarstwa. Na „niegrzecznych” uczniów czeka worek z grochem, na którym będą musieli klęczeć. Pod koniec każdy z słuchaczy może zaopatrzyć się w pamiątki znajdujące się w sklepiku szkolnym.

Właściciel szkoły powiedział nam, że ma w planach wybudowanie tuż obok budynku edukacyjnego – planetarium. Uczniowie będą mogli w nim poznać niebo rozciągające się nad Bieszczadami.

Bieszczadzkie Drezyny Rowerowe

Jeśli lubicie pedałować i tak poznawać świat, to może zainteresuje Was kolejna z atrakcji znajdujących się w Uhercach. Bieszczadzkie Drezyny Kolejowe to największa tego typu rozrywka w Polsce. Na nieczynnej, pochodzącej z 1872 roku linii kolejowej, zostały wytyczone trasy, po których zasiadając w drezynie, można przemieszczać się i podziwiać okolicę. Rozrywka ta jest idealna dla całych rodzin. Gdy dziecko zmęczy się pedałowaniem, robią to dalej tylko rodzice, a maluch chłonie otaczające go widoki.

Osoby poruszające się drezyną w przeciwieństwie do rowerzystów nie muszą obawiać się, że zgubią trasę. W końcu prowadzą ich tory. Można też bardziej niż na dwóch kółkach skupić się na otoczeniu, a jest na czym. Wszystkie trasy przebiegają przez niesamowite bieszczadzkie krajobrazy.

Organizatorzy zadbali też o zróżnicowanie poziomu trudności. Osoby ze słabszą kondycją mogą obrać krótszą i mniej wymagającą trasę. Do wyboru mamy cztery:

  • Uherce – Olszanica – Uherce (8,5 km)
  • Uherce – Jankowce – Uherce (12 km)
  • Uherce – Stefkowa – Uherce (16 km)
  • Uherce – Łukawica – Uherce (18 km)

Astrobieszczady

A co robić w Bieszczadach po zmroku? Lubicie romantyczne spacery pośród spadających gwiazd? My tak. Odróżniacie Andromedę od Wielkiego Wozu? Nawet jeśli nie, to i tak będąc w Bieszczadach skorzystajcie z okazji, by nocą popatrzeć na niebo. Jeden z naszych znajomych powiedział nam: „Niebo mogę podziwiać nawet w Warszawie”. Jasne, tylko po co jeździć „Maluchem”, skoro można Maybachem.

Nad naszą stolicą w pogodny dzień z powodu zanieczyszczenia światłem widać tylko około 200 gwiazd. W Bieszczadach podczas nowiu ich liczba dochodzi do około 7000. Nie zdziwi więc Was pewnie fakt, że bardzo chcieliśmy trafić na pogodę, która pozwoliłaby nam obserwować nieboskłon. Niestety, mieliśmy pecha. I to nie z powodu chmur, a pełni księżyca. „Łysy” przemierzając niebo, świecił niczym ogromny reflektor.

Dzięki teleskopom, które mogliśmy wykorzystać, udało nam się wypatrzyć pierścienie Saturna, które w tym roku ułożyły się bardzo korzystnie. Niestety, zdjęcia nie wyszły zadowalająco, bo przejściówka do teleskopu nie współgrała z naszym aparatem i musieliśmy zadowolić się fotkami z ręki.

Bieszczady po raz kolejny przekonały nas do siebie. Nawet jeśli z jakiegoś powodu nie możecie ruszyć w góry, to i tak nie będziecie się tam nudzić. Możemy Wam to zagwarantować. A jeśli jeszcze chcecie poczytać o tym regionie, to zapraszamy do tekstu Dlaczego warto pojechać w Bieszczady? Znajdziecie w nim też odnośniki do innych ciekawych artykułów o tym pięknym regionie.

Artykuł powstał we współpracy z Podkarpacką Regionalną Organizacją Turystyczną.

23 Comments

  1. No właśnie – dobry tekst, bo zaczynają tam napływać właśnie tłumy! Pewien jestem, że gdy w końcu dojadę na Bieszczady, nie poznam ich w porównaniu do tych wszystkich opowieści, które słysze o nich.

  2. Dzięki za podpowiedzi, byłam ostatnio w Bieszczadach, ale głównie chodziłam po górach i odrobinę się obżerałam 😉

  3. Bardzo fajny poradnik 🙂 na pewno przyda się nie jednej osobie, która nigdy nie była w Bieszczadach. Ja jeżdżę tam co roku i mogę polecić jeszcze Skansen w Sanoku, jeśli ktoś będzie mieć po drodze. Piękne budowle, świetni przewodnicy i dużo wspaniałej historii. Świetny blog, życzę powodzenia w dalszych podróżach i do zobaczenia na szlaku!

Powiedz nam, co sądzisz o tym artykule