Kolejny dzień na North Coast 500

Dunnet Head - latarnia morskaTę latarnię wybudował dziadek Roberta Louisa Stevensona

Kolejny dzień na North Coast 500 spędziliśmy na poznawaniu wschodniego wybrzeża Szkocji. Odwiedziliśmy kilka latarni morskich związanych z pewnym pisarzem. Podziwialiśmy piękne ptaki przesiadujące tysiącami na klifach. Wpadliśmy do byłej rezydencji królewskiej, a potem poznaliśmy jedyny szkocki zamek wymieniany przez World Monuments Fund. Dowiedzieliśmy się też, gdzie chciano przeprowadzić parę lat temu próbę jądrową.

W naszą podróż wyruszyliśmy z Thurso zaraz po zjedzeniu śniadania. Postanowiliśmy przejechać wzdłuż wybrzeża do Inverness, gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg w studenckim kampusie.

Dunnet Head

Parę kilometrów za Thurso znajduje się najdalej wysunięty na północ lądowy punkt Wielkiej Brytanii. Jego najbardziej charakterystycznym miejscem jest latarnia morska. Wybudował ją w 1831 roku znany architekt brytyjski Robert Stevenson. Coś Wam to mówi? Dobrze się domyślacie. To rodzina, a dokładnie dziadek, sławnego autora Roberta Louisa Stevensona – człowieka, który napisał takie książki jak „Wyspa Skarbów” czy „Doktor Jekyll i Mr Hyde”.

Podczas II wojny światowej w miejscu tym ulokowano główną stację radiową, monitorującą północną część wysp brytyjskich. Wybudowano też umocnienia i dużą baterię dział chroniących te rejony.

My obok latarni skręciliśmy jednak w lewo, w stronę wysokich klifów pionowo spadających do Oceanu Atlantyckiego. Dojście do nich zagradzał niski, około metrowy płotek z drutu kolczastego. Tuż przy nim zamontowano tablicę informującą o gatunkach ptaków, które zamieszkują przybrzeżne skały. Musimy się przyznać, że jak wiele osób przeskoczyliśmy przez ogrodzenie. Pamiętajcie, że jest to zabronione i czynicie to na własną odpowiedzialność. Dzięki krótkiemu spacerowi możemy pokazać Wam kawałek ptasiego życia klifów przy Dunnet Head. Ten dzień na North Coast 500 zaczęliśmy od poznania puffin’ów, a więc maskonurów – są przeurocze.

The Castle of Mey

Kilkanaście kilometrów za Thurso znajduje się pięknie położony i schowany od strony drogi zamek królewski. Wybudowano go w latach 1566-1572 i jego początkowa nazwa brzmiała Barrogill. Czasy swojej świetności zakończył dość szybko i później, jak wiele tego typu budowli, coraz bardziej niszczał.

Taka sytuacja trwała do 1952 roku, kiedy miejscem tym najpierw zainteresowała się, a potem je zakupiła Elżbieta Bowes-Lyon – Królowa Matka. Kobieta, o której artystycznej duszy mówiono dużo, tak samo jak i o jej zamiłowaniu do whisky i hazardu. Była też uważana za jedną z najniebezpieczniejszych kobiet swoich czasów. A jej popularność wśród poddanych była niesamowicie duża.

Po zakupie zamku przez Królową Matkę zmieniono jego nazwę na Mey. Został wyremontowany i przez ponad 40 lat służył jej jako letnia rezydencja. Po jej śmierci zgodnie z ostatnią wolą monarchini przekazano go w ręce fundacji, która opiekuje się nim do dzisiaj i wraz z pięknymi ogrodami i lasem udostępnia zwiedzającym. Koszt takiej kompleksowej wizyty wynosi niecałe 12 funtów. Niestety, z powodu na historyczny charakter i architekturę osoby niepełnosprawne poruszające się na wózkach mogą zwiedzać wyłącznie parter.

Duncansby Head

Ten dzień na North Coast 500 obfitował w podglądanie ptaków. Kolejne klify i jeszcze więcej przedstawicieli tej gromady. Duncansby Head jest specjalnym obszarem naukowym, gdzie można oprócz fauny i flory podziwiać też niesamowite formy skalne wyłaniające się wprost z Morza Północnego. Pamiętać należy jednak o bezpieczeństwie i… ciepłym ubiorze. Na szczytach klifów wiatr mocno szaleje.

Tak jak na poprzednim cyplu i tam wybudowano latarnię morską. Postawiono ją w 1924 roku, a w jej budowie swoje palce maczali również krewni Roberta Luisa Stevensona. Tym razem nie był to jednak jego dziadek, a kuzyn – David. I jak tu dziwić się później, że pisarz mając takich krewnych pisał o piratach.

Duncansby Head słynie jeszcze z dwóch rzeczy. Pierwszym jest wieś John o’ Groats, gdzie swój początek ma najdłuższa droga lądowa Wielkiej Brytanii. Kończy się ona w Land’s End w Kornwalii. W związku z nią funkcjonuje nawet powiedzenie: „from Land’s End to John o’ Groats”, które oznacza mniej więcej tyle co polskie „Od morza do Tatr”.

Drugie wydarzenie odnosi się do roku 2016, kiedy to podobno planowano w tych rejonach dokonać próby nuklearnej. Na całe szczęście natura szkocka jest, jak się okazało, za bardzo surowa dla czułych przyrządów elektronicznych. Całą akcję trzeba było odwołać.

Noss Head

Nazwa Noss Head wywodzi się z języka nordyckiego i wymyślono ją na przełomie X i XI wieku, kiedy tymi terenami rządzili norwescy Jarlowie.

Latarnia Morska

Pierwszym miejscem, które rzuciło nam się w oczy po dojechaniu na parking Noss Head, była stojąca w oddali latarnia morska. Została wybudowana w 1849 roku i od tamtego czasu wskazuje drogę statkom przemierzającym te rejony. Nie jest najstarszą tego typu budowlą w Szkocji, ale ma (a właściwie miała) coś co bardzo ja wyróżniało.

To właśnie na tej latarni po raz pierwszy w historii zamocowano nowy system oświetlenia. Zakładał on, że zamiast zwykłych prostych luster wykorzystano wariant z ułożonymi ukośnie zwierciadłami. Dawało to dużo lepszą jakość światła wysyłanego w morze.

Od 1987 roku latarnia ta jest automatyczna i nie potrzebuje już stałego latarnika do obsługi. Zastanawiano się więc, co zrobić z budynkami ustawionymi tuż przy niej. Część zajęła fundacja badająca historię klanu Sinclair, pozostałe… można wynająć. Koszt takiej operacji wynosi od 400-800 funtów/tydzień.

Sinclair Girnigoe Castle

Dzień na North Coast 500 bez zamków można uznać za niebyły. Na Noss Head znajduje się jedyny wymieniony przez World Monuments Fund. Organizacja ta zajmuje się szeroko pojętą ochroną światowej architektury historycznej.

Zamek Sinclair Girnigoe wybudowano pod koniec XV wieku, a dodatkową część w wieku XVII. Taka była przez lata wersja oficjalna. Myślano również, że w tym miejscu funkcjonowały obok siebie dwa zamki. Najnowsze badania wskazują jednak, że mury, które dzisiaj widzimy, postawiono na jeszcze starszych pochodzących z XIV wieku.

Niejasna jest też historia zniszczenia zamku. Jedna wersja podaje, że około 1680 roku uderzyła w niego salwa armatnia, dokonując wielkich zniszczeń. Od tego też czasu budowla była nieużywana. Jednak obecnie historycy doszli do wniosku, że to jednak nie ostrzał armatni, a złe gospodarowanie i częściowe rozbieranie przez właściciela murów doprowadziło do upadku tego jednego z najważniejszych szkockich przykładów wczesnośredniowiecznego kompleksu obronnego.

Od wielu lat rodzina Sinclair stara się odrestaurować i udostępnić zarówno badaczom, jak i zwiedzającym to, co pozostało. Aby zwiedzić od wewnątrz Sinclair Girnigoe Castle, nie trzeba ponosić żadnych opłat.

Wick

Kolejnym miastem, które odwiedziliśmy na swojej drodze, było Wick. Zostało ono założone przez wikingów, a jego nazwa wywodzi się od staronordyckiego słowa „vik”, które oznacza „zatokę”. I tyle właściwie można by o nim powiedzieć. No może jeszcze to, że według Księgi Rekordów Guinnessa w Wick znajduje się najkrótsza ulica na świecie. Ebenezer Place ma długość 2,06 metra.

Pierwszym miejscem, które zobaczyliśmy był port. Jego rozkwit to wiek XIX, kiedy miasto było najruchliwszym portem śledziowym w Europie. Pozostałością po latach największej świetności jest działo, które ustawiono na nadbrzeżu w 1881 roku. Miało podczas mgły dawać sygnał rybakom, gdzie znajduje się bezpieczna przystań.

Idąc dalej, zobaczyliśmy ciekawe podwórko. Kiedy na nie weszliśmy, okazało się, że jest to Ogród Pamięci. Ma za zadanie utrwalić historie, które wydarzyły się tam w 1940 roku. Pierwsza miała miejsce 1 lipca, kiedy to dwie wrogie bomby spadły w okolicach Bank Row. W wyniku tego zdarzenia śmierć poniosło 15 osób, z czego aż 9 to dzieci. Druga wydarzyła się 26 października. Kolejny pocisk zabił dwójkę dzieci i młodą kobietę.

Kawałek dalej mieści się Wick Heritage Centre, gdzie można podziwiać wiele interesujących eksponatów zebranych w okolicy. Wśród nich znajdują się takie perełki, jak oryginalny układ napędowy i soczewki z latarni morskiej Noss Head, kompletnie wyposażone kutry do połowu ryb, w pełni odwzorowane pokoje czy też fotografie ilustrujące życie w latach 80 XIX wieku oraz wiele innych. Koszt zwiedzania wystawy to tylko 4 funty.

Dalszy spacer sennymi uliczkami Wick przybliżył nam następną historię miasteczka. Podchodząc do jednego z kościołów, zobaczyliśmy przymocowaną do jego ściany tabliczkę z informacją, że wybudowano go w 1835 roku w podziękowaniu za wybawienie miasta od epidemii cholery, która miała miejsce trzy lata wcześniej.

Opuszczając Wick, ruszyliśmy już bez przystanków do Inverness, gdzie pożegnaliśmy drogę North Coast 500, ale nie Szkocję. W kolejnych tekstach zobaczycie, co jeszcze widzieliśmy oraz co Wam polecamy do odwiedzenia w tym pięknym kraju.

19 Comments

  1. Długa i interesująca relacja. W dodatku bardzo ciekawe zdjęcia. Gratulujemy i pozdrawiamy!

  2. Nawet nie wiesz jak zazdroszcze Wam tych maskonurów 🙂
    Byłem w Szkocji, Walii, 2x w Irlandii i ani razu nie udalo mi się ustrzelić 😀

Powiedz nam, co sądzisz o tym artykule