Góry Rodniańskie – łatwy szlak w rumuńskich Alpach

góry rodniańskie - konie w rumuniiKonie wynurzające się z mgły

Chcieliśmy trochę odpocząć od cywilizacji, a gdzie to najlepiej zrobić? Dla nas odpowiedź jest oczywista – wyjście na łono natury. Tym razem spojrzeliśmy z zainteresowaniem na Góry Rodniańskie znajdujące się na północy Rumunii.

Po kilku dniach zwiedzania klimatycznych rumuńskich miasteczek, wsi i malowanych cerkwi Bukowiny nadszedł czas na sprawdzenie, jak wygląda trekking w pobliskich górach. Wybraliśmy dość łatwą trasę w Górach Rodniańskich, czyli jednych z najpopularniejszych i najpiękniejszych pasm górskich Rumunii.

Góry Rodniańskie

Góry Rodniańskie znajdziecie na granicy Siedmiogrodu (Transylwanii) i Maramureszu. Najwyższy szczyt, czyli Pietrosul (2303 m n.p.m.), położony jest w centralnej części pasma, a we wschodniej kusi zdobyciem drugi co do wysokości – szczyt Ineul (2279 m n.p.m.).

Południowa strona masywu bogata jest w jaskinie, wśród których na szczególną uwagę zasługuje najgłębsza jaskinia Rumunii – Izvorul Tausoarelor o głębokości 479 m. Unikatowość karpackiej fauny i flory została doceniona i objęta ochroną poprzez utworzenie Parku Narodowego Rodna, obejmującego obszar o powierzchni 54 464 ha.

Nazwa tego pasma górskiego pochodzi o niewielkiej miejscowości Rodna, która jest dobrą bazą wypadową w południową część Gór Rodniańskich. Jeśli wolelibyście wybrać się w północną część pasma, to lepszym punktem startowym byłaby Borsa.

Alpy Rodniańskie – rumuńskie Alpy

Góry Rodniańskie to bardzo ciekawe pasmo, które z powodu swojej budowy i charakter rzeźby nazywane jest nawet „Alpami”. Co zatem je wyróżnia? Ich skalisty charakter, granitowe turnie i kształt wierzchołków, które są ostre, a zbocza strome. Wysokości względne przekraczają miejscami 1800 – 2000 metrów. Pomiędzy rozległymi łąkami wysokogórskimi, które dominują w krajobrazie, co jakiś czas można natknąć się na liczne jeziorka w nieckach polodowcowych.
Wygląd tych gór różni się od okolicznych pasm. Wydają się dodatkowo bardziej dzikie, a częste zmiany pogody są nie lada wyzwaniem dla spragnionych przygód piechurów. My trafiliśmy na niezwykle mglistą aurę.

Zwróćcie uwagę, że przy nazwach szczytów w Górach Rodniańskich zawsze na początku pojawia się Vf., czyli skrót pochodzący od słowa Varful oznaczającego w języku rumuńskim „szczyt”.

Uwaga na niedźwiedzie

Przed wędrówką znajomi ostrzegali nas przed niedźwiedziami, które podobno można spotkać częściej na szlaku w Górach Rodniańskich niż w naszych rodzimych Tatrach. Zdarzały się nawet wypadki śmiertelne, więc ci, którzy chcą rozbić namiot, lepiej żeby nie biwakowali w okolicach pastwisk. Co więcej, nawet psy pasterskie bywają agresywne. My osobiście nie doświadczyliśmy żadnych nieprzyjemności, ale wychodząc w góry zawsze warto mieć w kieszeni parę kamieni tak na wszelki wypadek.

Polski akcent w Górach Rodniańskich

W dolinie na trasie z Borsy do szczytu Pietrosul natraficie na Wodospad Orłowicza. Został on nazwany na cześć naszego rodaka, Mieczysława Orłowicza, który był wielkim miłośnikiem Gór Rodniańskich. Orłowicz pokonał kiedyś tę drogę mimo niewytyczonego szlaku.

Nasz trekking w Górach Rodniańskich

Góry Rodniańskie podobno można przejść w około pięć dni, a ich poziom trudności porównuje się do wędrówek po Tatrach Zachodnich. My mieliśmy niestety kilka godzin, więc wybraliśmy prostszy i krótszy szlak w kierunku Gargalau.

Początek trasy

Najpierw pokonaliśmy znaczną wysokość, korzystając z niknącego we mgle wyciągu krzesełkowego. Początkowo wędrowaliśmy zalesionymi szerokimi ścieżkami, przy których rosły wysokie drzewa iglaste. Po pewnym czasie las się skończył i wyszliśmy na połoniny. Z białej niczym mleko mgły wyłaniały się piękne połacie mocno zielonej, soczystej trawy. Co jakiś czas słychać było rżenie i stuk kopyt pasących się koni, które nie były w żaden sposób ograniczone i swobodnie poruszały się po łąkach.

Kawałek dalej droga znowu zaczęła się wznosić, tym razem jednak łagodniej. Ścieżkę zagrodziło nam poruszające się powoli stado krów. Najbardziej urzekały młode cielaczki, które mucząc wzywały swoje matki. Z tego miejsca zostało już niedaleko do celu naszej wędrówki. Było nim niewielkie, cudownie położone wśród szczytów jezioro górskie z czystą i gładką niczym szkło taflą wody.

Droga powrotna

Droga powrotna prowadziła znowu wśród wszechogarniającej zieleni, którą co jakiś czas przecinały spływające z góry niewielkie, wartko płynące strumienie. Po kilkudziesięciu minutach marszu na naszej drodze stanął pasterz. Nagle gdzieś z dołu dobiegło beczenie, a po chwili z głębokiej przepaści zaczęły pokazywać się jego owieczki. Człowiek chętnie zapozował do zdjęcia, więc możecie podziwiać go poniżej.

Kawałek dalej trafiliśmy na kolejny cud natury. Wodospad Cascada Cailor spływał z prawie pionowej skały. Wysoki na 90 m kończył się dosłownie pod naszymi nogami. Stąd mieliśmy już tylko rzut beretem do naszego środka transportu.

Wędrówka dobrze nam zrobiła i była miłym przerywnikiem pomiędzy zwiedzaniem miast i miasteczek w niesamowitej Rumunii. Mimo mglistej aury Góry Rodniańskie zapamiętamy na długo i miło.

9 Comments

  1. Andrzej Czubak

    Ładnie piszesz. Czyta się prawie jak Ossendowskiego. ” Z białej niczym mleko mgły wyłaniały się piękne połacie mocno zielonej, soczystej trawy. Co jakiś czas słychać było rżenie i stuk kopyt pasących się koni…” Masz naprawdę dobre pióro. I te piękne zdjęcia… Gratuluję !

Powiedz nam, co sądzisz o tym artykule