W centrum Berlina – monolity i ludzkie szczątki

Berlin - architekturaKolejowy Dworzec Główny w Berlinie

W centrum Berlina spotkaliśmy dinozaury, tajemnicze megality, pozostałości po najsłynniejszym europejskim murze, kontrowersyjny pomnik oraz muzeum, w którym nie było nam do śmiechu. Ten spacer był intensywny i pouczający. Zapraszamy Was do niemieckiej stolicy.

Podczas naszego pobytu w niemieckiej stolicy nocowaliśmy w okolicy dworca Charlottenburg, do centrum Berlina mieliśmy więc kawałek. Dotrzeć tam postanowiliśmy metrem, do którego musieliśmy dojść. Ten spacer wczesnym i chłodnym porankiem rozbudził nas i gdy dotarliśmy do stacji, byliśmy gotowi na poznawanie uroków miasta.

Mur Berliński

Po kilkunastu minutach jazdy metrem wysiedliśmy na stacji Potsdamer Platz. Miejsce to było jakże odmienne od wszystkiego, co do tej pory widzieliśmy w Berlinie. Zewsząd otaczały nas wieżowce, a w architekturze dominowało szkło. Po przejściu kilku kroków stanęliśmy nad szeroką na około 20 cm linią, która ciągnęła się po ograniczony budynkami horyzont. Jak się pewnie domyślacie, pokazuje przebieg znajdującego się tu kiedyś muru dzielącego ten „lepszy i gorszy” świat.

Mur Berliński został wybudowany w 1961 roku i przez kolejne 28 lat dzielił symbolicznie i realnie Niemców na Zachodnich i Wschodnich. Jego budowa była trzymana w ścisłej tajemnicy. Granicę tę tworzyły umocnienia z betonu, zasieków, okopów i pól minowych. Jej długość wynosiła ponad 150 kilometrów. Ci, którzy starali się ją pokonywać nielegalnie, bardzo często ginęli. Liczbę ofiar szacuje się na 136 osób, choć są to jedynie dane przybliżone i przez wielu badaczy uważane za mocno niedoszacowane.

Rozciągnięta pod naszymi nogami linia może również służyć za pewnego rodzaju cezurę wyglądu tej okolicy. To dopiero w okresie, gdy na ruinach Muru Berlińskiego niemiecka kapela rockowa o nazwie Scorpions grała jeden ze swoich największych światowych przebojów „Wind of Change” (nieoficjalny hymn zjednoczenia Niemiec), postanowiono postawić na Potsdamer Platz budynki mające pokazać, że nadchodzą nowe czasy.

Pod szklanym dachem

Spacerując w tym miejscu, zwabieni przez wielką żyrafę trafiliśmy do kompleksu budynków Sony Center. Jego główny plac przykryty jest ciekawym w kształcie szklanym dachem, rozciągniętym pomiędzy budynkami. Ciężar sklepienia wynosi aż 105 ton i w najwyższym punkcie osiąga wysokość 67 metrów. Nie będziemy ukrywali, że dach ten robi duże wrażenie. Żałujemy tylko, że nie zjawiliśmy się tam po południu, gdy to „nakrycie głowy” placu mieni się różnymi barwami.

Tiergarten

Nacieszywszy wzrok nowoczesną architekturą jednego z najbardziej ruchliwych miejsc stolicy, ruszyliśmy w kierunku kolejnego „naj-” tego miasta, a nawet całych Niemiec. Zaraz za szklanymi ścianami Potsdamer Platz zaczyna się bowiem jeden z największych u naszych sąsiadów parków – Tiergarten.

Mieści się w centrum Berlina i powstał już w XVI wieku jako miejsce polowań dla władców Brandenburgii. Przez pewien czas był ogrodzony, aby zwierzęta nie uciekały. Było to przedsięwzięciem dość pokaźnym, gdyż jego powierzchnia wynosi 210 hektarów (to mniej więcej trzy razy tyle co warszawskie Łazienki Królewskie). Gdy w XVIII wieku postanowiono udostępnić go wszystkim mieszkańcom, zmieniono jego architekturę. Postawiono wiele pomników i stworzono miejsca relaksu. Niestety, gdy nastały mroczne lata II wojny światowej, wiele z z nich zostało zniszczonych.

Berlińskie Stonehenge

Prawie zaraz po wejściu na tereny zielone stanęliśmy na sporej polanie, na której -zdawałoby się bezładnie – porozrzucane były duże głazy. To swoiste berlińskie Stonehenge nie jest jednak wytworem druidów, a dziełem Wolfganga Krakera von Schwarzenfelda – człowieka, którego wizją było przekazanie jedności całego świata. Aby to zrobić, wybrał on na wszystkich kontynentach po dwa duże głazy, z których jeden pozostawiał w kraju pochodzenia, a drugi transportował do Berlina. Możecie się zapytać, co w tym ciekawego, że ktoś przywiózł sobie dość niecodzienne pamiątki i porozrzucał je w parku? I właśnie kluczowe jest tu słowo – porozrzucał. Skały ustawione są bowiem w ten sposób, aby w dniu 21 czerwca (a więc w czasie przesilenia letniego) odbijające się od ich powierzchni promienie słoneczne łączyły je swoistą linią. Każdy z kamieni ma też swoją nazwę: Przebudzenie, Nadzieja, Przebaczenie, Miłość i Pokój.

Ulica 17 Czerwca

Główną arterią przecinającą Tiergarten jest ulica 17 Czerwca. Upamiętnia ona zryw mieszkańców Niemiec, który miał miejsce w 1953 roku, a który został krwawo stłumiony przez armię radziecką. Na jednym końcu alei wznosi się na wysokość 67 metrów Kolumna Zwycięstwa, będąca upamiętnieniem zwycięstw pruskich, na drugim zaś znana chyba wszystkim Brama Brandenburska, w której kierunku się skierowaliśmy.

Kiedy w 1945 roku wojska radzieckie wkroczyły do Berlina, to właśnie w parku Tiergarten niedaleko Reichstagu postawiono monumentalny pomnik upamiętniający poległych żołnierzy Armii Czerwonej (stoi tam do dzisiaj). Władze radzieckie nie przewidziały jednak, że trafi on na stronę „zachodnią”, więc przez kilka dziesięcioleci był dość ciężko dostępny dla „zwykłych” obywateli Bloku Wschodniego.

Po drodze spotkaliśmy jeszcze mężczyznę, który przez lata błąka się w tym miejscu. Od 1989 roku człowiek ten krzyczał w kierunku Muru Berlińskiego: „Przechodzę przez świat i krzyczę: pokój, pokój, pokój”. Jego wołanie widocznie było skuteczne, gdyż w około 6 miesięcy po tym jak zaczął, runęła granica rozdzielająca miasto na dwie strefy wpływów.

Brama Brandenburska

Idąc dalej, dotarliśmy do Bramy Brandenburskiej. Wybudowano ją w 1791 roku i miała symbolizować pokój. Na jej szczycie, w kwadrydze zaprzężonej w cztery konie podąża jednak nie Ejrene (grecka bogini pokoju), a Nike (grecka bogini zwycięstwa). Z posągiem tym wiąże się francuska historia. Kiedy na początku XIX wieku Napoleon pokazał Fryderykowi Wilhelmowi III, gdzie raki zimują, postanowił, że w ramach łupów wojennych zabierze sobie boginię do Paryża. Odzyskał ją po 8 latach gen. Ernst Heinrich Adolf von Pfuel, gdy wkroczył ze swoimi wojskami do stolicy Francji.

Pomnik pomordowanych

Odkrywając dalej centrum Berlina, poszliśmy do odległego o kilkaset metrów budynku parlamentu – Reichstagu. Zanim jednak tam dotarliśmy, zajrzeliśmy na niewielki placyk otoczony z trzech stron zielenią, a z jednej szklanymi płytami. Jest to pomnik pomordowanych przez nazistów około 500 tys. przedstawicieli narodowości romskiej i sinti (cyganie). Po przejściu przez jego bramę znajdujemy się na otwartej przestrzeni wyłożonej wypolerowanymi kamieniami. Warto na nie zwrócić uwagę, gdyż umieszczono na nich nazwy miejsc kaźni.

Reichstag

Po chwili zadumy podeszliśmy pod budynek wybudowanego w 1894 roku Reichstagu. Miejsce to ma swoją „polską” historię i to nie jedną. Przez długi czas powstanie parlamentu w tym miejscu blokował hrabia Atanazy Raczyński, a potem jego syn Karol Edward, którzy byli właścicielami działki.

Kilkadziesiąt lat później w 1945 roku, gdy wojska polskie zdobyły Berlin, to ponoć nasz żołnierz jako pierwszy wdrapał się na dach budynku i zatknął na jego szczycie biało-czerwoną flagę. Skończyło się to dla niego dość tragicznie. Radzieccy wyzwoliciele, którzy znaleźli się na szczycie płonącej budowli kilka chwil później, zrzucili go na dół, a nasze narodowe barwy wylądowały w płomieniach. Na maszcie załopotały sierp i młot obleczone w czerwień.

Możecie zwiedzić to miejsce bezpłatnie, a nawet stojąc w szklanej kopule zwieńczającej gmach Reichstagu spojrzeć na Berlin z góry. Należy jednak wcześniej się zarejestrować, czego my niestety nie zrobiliśmy, a mając w perspektywie dość długie oczekiwanie spasowaliśmy.

Blisko budynku parlamentu znajduje się jakże inny, a jednak jakby podobny w swojej bryle budynek rządowy. To wybudowany w 2001 roku Urząd Kanclerza Federalnego. Ta ogromna budowla ze szkła i stali zajmuje powierzchnię około 12 tys. metrów kwadratowych, a mimo swoich gabarytów umyka często odwiedzającym stolicę Niemiec turystom.

Berlin Hauptbanhof

Spod Urzędu Kanclerza Federalnego mieliśmy już bardzo blisko do głównego dworca kolejowego, mieszczącego się w samym centrum Berlina. Jest on drugim co do wielkości dworcem europejskim, a jeśli chodzi o konstrukcję wieżową, to nawet największym na świecie. Ale to nie jedyna jego innowacyjność i ciekawostka architektoniczna. Na powierzchni 1800 metrów kwadratowych szklanego dachu zamontowano ogniwa fotowoltaniczne, które czynią z niego swoistą elektrownię słoneczną. Jak dla nas Berlin Hauptbahnhof jest jednym z najładniejszych nowoczesnych dworców kolejowych. Zresztą zobaczcie sami.

Muzeum Historii Naturalnej

Kolejne muzeum, które odwiedziliśmy w Berlinie, jest pierwszą na świecie placówką muzealną o charakterze państwowym. Już na początku XIX wieku powstała wystawa prezentująca kolekcję minerałów, a około 40 lat później poszerzono ją o kolejne zbiory z dziedziny paleontologii i geologii. W 1889 roku oficjalnie uruchomiono największe w Niemczech Muzeum Historii Naturalnej.

Jego zwiedzanie zaczęliśmy od małej wystawy czasowej prezentującej życie dzikich papug. Przemysłowe wycinanie naturalnych siedlisk powoduje zanikanie wielu gatunków tych pięknych ptaków. Ale czy tylko ptaków? Takie też pytanie stawiają organizatorzy prezentacji.

Po opuszczeniu świata pełnego kolorów stanęliśmy oko w oko z ogromnymi dinozaurami, a właściwie ich kośćmi. To właśnie w berlińskim Muzeum Historii Naturalnej znajdują się największe na świecie szkielety tych zwierząt. Również tam można obejrzeć jedyny w Europie, oryginalny kościec uznawanego za najniebezpieczniejszego w historii drapieżnika – T. rexa.

Okres późnej Jury to czas ogromnego bogactwa zarówno w gatunkach zoologicznych, jak i botanicznych. Przechadzając się salami muzeum, można z tym bogactwem w pełni się zapoznać. W pewnym momencie pomyśleliśmy, że znaleźliśmy się w uniwersum „Gry o Tron”. Naszym oczom ukazała się bowiem duża czaszka smoka. No dobra, może nie smoka tylko dinozaura, który nazywał się Stygimoloch i żył w Ameryce Północnej.

Jeśli mielibyście już przesyt organizmów żywych, proponujemy przejść do kolejnych sal prezentujących świat minerałów. Jeszcze nigdy w życiu nie widzieliśmy takiej różnorodności kolorów i kształtów jak tamtego dnia w Muzeum Historii Naturalnej.

Zbiory tej placówki są tak duże, że prezentuje ona zwiedzającym tylko co trzysetny posiadany eksponat. Ich jakość i autentyczność firmuje swoją renomą najstarszy berliński uniwersytet – Uniwersytet Humboldtów. Końcowym etapem było przejście przez sale gromadzące wypchane zwierzęta. Przyznamy się Wam, że zrobiły na nas duże wrażenie.

Muzeum Historii Medycyny

Niestety nie możemy pokazać Wam wnętrz niezmiernie ciekawego muzeum, które odwiedziliśmy jako następne. Obowiązuje w nim bezwzględny zakaz wykonywania zdjęć. Nie ma się co temu dziwić, już w pierwszej sali zaprezentowane zostały w dużych słojach poszczególne ludzkie narządy. Również te (właściwie to w szczególności) zdeformowane lub zaatakowane różnymi chorobami. Na końcu pomieszczenia w szklanych pojemnikach znaleźć można nawet uszkodzone ludzkie płody.

Na kolejnych piętrach pokazano historię gabinetów lekarskich, szpitali oraz ich wyposażenia.

Choć widok czasami przyprawia o gęsią skórkę (może dlatego w Muzeum Historii Medycyny brak tłumów), to uważamy, że jest to jedno z ciekawszych miejsc ekspozycyjnych, jakie odwiedziliśmy w stolicy Niemiec. Uwaga, aby móc zwiedzić to muzeum, trzeba mieć ukończone 16 lat.

W tym miejscu opuszczamy centrum Berlina, aby w kolejnym tekście zabrać Was z powrotem na Wyspę Muzeów.

7 Comments

Powiedz nam, co sądzisz o tym artykule