Nowy Wiśnicz – polska historia Ikara

Nowy Wiśnicz - zamek

Każdy z nas zna historię o legendarnym Ikarze, który na skrzydłach z piór sklejonych woskiem próbował wydostać się z niewoli. Czy wiecie jednak, że taka historia miała też miejsce na ziemiach polskich? Jeśli chcecie dowiedzieć się, jak się skończyła, przeczytajcie ten tekst. Zabieramy Was w nim do miejscowości Nowy Wiśnicz położonej niecałe 50 km od Krakowa.

Pewnego dnia wybraliśmy się na eksplorację ziem małopolskich. Nasz wybór padł na miejscowość, która choć niewielka posiada bardzo bogatą i ciekawą historię.

Śladków Duży

Zanim jednak dotarliśmy do Nowego Wiśnicza pośród pól na jednej z gminnych dróg, którymi się poruszaliśmy, ukazał się nam położony w otoczeniu niewielkiego parku ciekawy budynek. Postanowiliśmy sprawdzić co to takiego, więc zatrzymaliśmy samochód.

Do znajdującego się kilkaset metrów dalej zabudowania drogę zagradzała nam brama oraz okalający cały teren płot. Gdy nasi przyjaciele podziwiali uroki tego miejsca przez ogrodzenie, my postanowiliśmy sprawdzić, czy w siatce nie ma jakiejś dziury. Po chwili doszliśmy do kolejnej bramy, tym razem niższej. Nie widząc nigdzie żywej duszy, ani szczerzących się za płotem wielkich kłów, pomyśleliśmy, że przeskoczymy przeszkodę, która zagradzała nam drogę do ciekawego, a jakby nieuchwytnego celu. Na nasze nieszczęście, a może szczęście, pojawili się przyjaciele i gdy usłyszeli, co chcemy zrobić, odwiedli nas od tego.

Nie udało nam się z bliska zobaczyć XVII-wiecznego pałacu w Śladkowie Dużym. Może wrócimy tam, gdy już nowy właściciel dokończy wszystkie remonty i będzie można wejść do wnętrz bez potrzeby przeskakiwania płotu.

budynek ruiny park śladków duży
Pałac w Śladkowie Dużym

Po pewnym czasie dalszej jazdy dotarliśmy wreszcie do celu podróży. Początkowo zaparkowaliśmy samochód na rynku i spacerem ruszyliśmy w kierunku górującego na zalesionym wzgórzu zamku.

Nowy Wiśnicz

Zamek

Początki tej budowli obronnej datowane są na połowę XIV wieku. Wtedy to Jan Kmita herbu Szreniawa – starosta krakowski, sieradzki i ruski – postanowił zagospodarować pobliskie tereny, tworząc tam kilka posiadłości. Około dwustu lat później zamek nabył Sebastian Lubomirski. Jego syn dokonał znacznej rozbudowy tego miejsca oraz postawił wokół niego wysoki mur obronny. Również dzięki tej szlacheckiej rodzinie zawdzięczać możemy powstanie pod zamkiem miasta Nowy Wiśnicz.

Z pracami zlecanymi przez Stanisława Lubomirskiego wiąże się legenda mówiąca o jeńcach tatarskich zaprzężonych do rozbudowy fortecy. Ludzie ci z natury wolni, nieograniczani murami i zakazami, nie mogli znieść niewoli, postanowili więc uciec. Jak to jednak zrobić skoro dookoła wysoki mur i pełno straży. Wzorem mitycznego Ikara zaczęli więc w tajemnicy budować z gałęzi i ptasich piór skrzydła. Mieli na nich wznieść się w powietrze i opuścić miejsce swojego zatrzymania. Gdy już byli gotowi, przywdziali przygotowane przez siebie instalacje i wzbili się w powietrze. Nie wiadomo czy za sprawą błędów konstrukcyjnych, niedbałości rzemieślniczej czy złośliwości bogów, tak jak kretański bohater spadli z wysoka na ziemię i rozbili się, tracąc życie.

W połowie XVIII wieku zamek kupili Sanguszkowie, a potem Potoccy i Zamoyscy, stracił on na swoim znaczeniu. Sto lat później został opuszczony i zaczął podupadać w ruinę. Kiedy usłyszeli o tym Lubomirscy, pałający sentymentem do tego miejsca, złożyli się i odkupili posiadłość. Dzięki temu nie została ona zdewastowana.

II wojna światowa obeszła się z budowlą dość łagodnie, a po jej zakończeniu szybko dokonano niezbędnych remontów i państwowe już mury zaczęły służyć przekazywaniu historii o dawnych wiekach. Muzeum zamkowe mogliśmy zwiedzić po uiszczeniu opłaty w wysokości 14 złotych, kolejne 14 złotych upoważniło nas do zwiedzenia Bastionu (można kupić bilet łączony za 24 złote).

Koryznówka

Po zwiedzeniu zamku ruszyliśmy powoli zadrzewioną alejką, aż dotarliśmy do niepozornego drewnianego domu. Przed nim mienił się kolorami dobrze utrzymany ogród, po którym dostojnie spacerowały pawie. Na płocie zobaczyliśmy tablicę z informacją, że jest to Koryznówka – mini muzeum, w którym zebrano pamiątki po naszym sławnym malarzu Janie Matejce. Cena biletu – 6 złotych.

A co wspólnego ma Nowy Wiśnicz z jednym z naszych najbardziej rozpoznawalnych twórców?

Właścicielami Koryznówki była rodzina Serafińskich, z którymi łączyły Matejkę koligacje rodzinne. Poza tym lubił on przyjeżdżać do tego miejsca, aby w spokoju, pośród zieleni i jakby wolniej płynącego czasu, ładować swoje baterie i tworzyć wielkie dzieła.

Z miejscem tym wiąże się też historia związana z obrazem „Kasztelanka”, do którego Janowi pozowała młoda i ładna siostrzenica, Stanisława Serafińska. Gdy jego żona dowiedziała się o tym, wpadła z szał zazdrości, w którym zniszczyła dzieło ręki mistrza, przedstawiające ją w sukni ślubnej. Niestety nie ostudziło to jej gorącego charakteru i zażądała zniszczenia podobizny siostrzenicy. Matejko jednak był nie w ciemię bity, odciął tylko narożniki obrazu, a resztę schował. Swojej żonie oświadczył natomiast, że poza skrawkami nic nie zostało, bo obraz został spalony. Dopiero to oświadczenie ją udobruchało.

Po śmierci malarza Serafińscy, nota bene z inicjatywy opisanej powyżej siostrzenicy, zaczęli udostępniać zwiedzającym pamiątki po malarzu. Taka sytuacja ma miejsce aż do dzisiaj.

Ale Koryznówka to nie tylko wspomnienia o twórcy „Bitwy pod Grunwaldem”. W czasie II wojny światowej właściciele dworku czynnie włączali się w działalność konspiracyjną, nierzadko narażając się hitlerowcom przez ukrywanie wielu partyzantów lub żołnierzy państwa podziemnego. Przez kilka miesięcy w domu Serafińskich przebywał chociażby sławny Witold Pilecki, którego jednym z pseudonimów był „Tomasz Serafiński”.

Muzeum Ziemi Wiśnickiej

Idąc w stronę centrum miasteczka, wstąpiliśmy jeszcze do Muzeum Ziemi Wiśnickiej. Mieści się ono w budynku, który za czasów Lubomirskich służył za szpital dla ubogich.

Można tam znaleźć sporo eksponatów związanych z Nowym Wiśniczem i jego sławnymi osobami. Jeśli jednak mamy być szczerzy, to byliśmy trochę zawiedzeni tym miejscem. Być może było to spowodowane tym, że zwiedzaliśmy w trakcie zmieniania ekspozycji i mieliśmy wrażenie lekkiego bałaganu. Cena biletu – 4 złote.

Gdy doszliśmy do rynku, zaczęliśmy rozglądać się za jakimś ciekawym miejscem, w którym można by usiąść i coś przegryźć. Po konsultacjach z mieszkańcami wybraliśmy Restaurację Hetmańską. Niestety zawiedliśmy się, jedzenie dało się zjeść, ale nikt z nas nie stwierdził, żeby było smaczne.

Kościół Wniebowzięcia NMP

Kiedy wracaliśmy do samochodu, postanowiliśmy jeszcze odwiedzić kościół pw. Wniebowzięcia NMP. Jest to budowla pochodząca z XVII wieku i prawie niezmieniona od tego czasu. Właściwie jedynym odstępstwem są dach i hełmy wież, które uległy zniszczeniu podczas pożaru, jaki miał tam miejsce w połowie XIX wieku. Wewnątrz znaleźliśmy wiele godnych uwagi dzieł sztuki sakralnej pochodzących z okresu budowy, a więc mających już około 400 lat.

Wnętrza to jednak nie wszystko, warto przejść się terenami okalającymi tę budowlę. Na jej tyłach znaleźliśmy figury sławnych ludzi związanych z miastem.

Kościół Wniebowzięcia NMP był ostatnim punktem naszej wycieczki. Gdy wskoczyliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę powrotną, zaczął po chwili padać deszcz, który w pewnym momencie przeszedł w taką ulewę, że musieliśmy zatrzymać się na kilkanaście minut na stacji benzynowej. Wycieraczki nie nadążały z usuwaniem wody z szyby.

4 Comments

Powiedz nam, co sądzisz o tym artykule