Pogrom żydowski w Kielcach

Pogrom żydowski w Kielcach - pomnik

Każde miasto kryje w swojej historii jakieś tajemnice i ciemne sprawy, które chciałoby wymazać z pamięci. W 1946 roku miał miejsce pogrom żydowski w Kielcach. Tragedia, która zaczęła się od jednego „małego” kłamstwa, pociągnęła za sobą wiele istnień ludzkich. Przemyślmy to i starajmy się nie puszczać w ruch karuzeli fake news’ów

Początek

1 lipca 1946 roku w świeżo odbudowywanych po II wojnie światowej Kielcach zaginął ośmioletni syn szewca Walentego Błaszczyka. Zaniepokojony rodzic wieczorem zgłosił sprawę na pobliskim komisariacie Milicji Obywatelskiej. Stróże prawa przyjęli zgłoszenie, ale nie za bardzo przyłożyli się do pracy. Byli zmęczeni, dopiero co zakończyło się referendum, które musieli obstawiać. Minęły dwa dni i późnym popołudniem zaginiony Henryk sam wrócił do domu.

Zmyślona historia

I tu mogłaby się ta historia zakończyć, ale chłopiec bał się powiedzieć pijanemu ojcu, że pojechał do pobliskiej wsi, w której mieszkali przed wojną. Wymyślił więc historię o tym, jak został zaczepiony na ulicy przez mężczyznę. Ten zaproponował mu, aby za drobną opłatą dostarczył niewielką paczkę pod adres Planty 7. W budynku poza mieszkaniami mieściła się siedziba Komitetu Żydowskiego i coś w rodzaju hostelu dla przejeżdżających przez Kielce Żydów.

Gdy chłopiec dostarczył paczkę, został rzekomo zatrzymany i zamknięty w piwnicy z innymi przebywającymi już tam dziećmi. W końcu udało mu się podobno uciec. Kiedy skończył opowiadanie, było już koło północy. Ojciec bardzo się zdenerwował tym, co usłyszał i postanowił niezwłocznie udać się na komisariat i złożyć zeznania. Milicjanci widząc, że jest mocno wstawiony, kazali mu przyjść rano.

Marsz na Planty

I tak nastał 4 lipca 1946 roku, który zapisał się niechlubną kartą w historii Kielc. Z samego rana Walenty Błaszczak obudził syna i poszli razem po raz kolejny na posterunek. Tym razem milicjanci przyjęli wyjaśnienia. Komendant postanowił wysłać pod wskazany adres sześcioosobowy patrol.

Stróże prawa dokonali aresztowania rzekomego porywacza. W międzyczasie komendant komisariatu skontaktował się ze swoim wojewódzkim przełożonym. Postanowili przeszukać piwnicę, w której miały znajdować się pozostałe dzieci.

To właśnie w tym momencie zaczęła się późniejsza tragedia. Już na komisariacie do ekipy przeszukującej dołączyła spora grupa funkcjonariuszy. Kilkunastoosobowa grupa idąc przez miasto informowała mieszkańców, że Żydzi przetrzymują polskie dzieci i dokonują na nich mordów rytualnych. Ludzie mający świeżo w pamięci zbrodnie wojenne masowo przyłączali się do milicjantów. Kiedy dotarli na miejsce, grupa liczyła już kilkadziesiąt osób, a po mieście krążyły mroczne plotki.

Pogrom żydowski w Kielcach

Milicjanci przystąpili do przeszukania. Chcieli znaleźć i wyswobodzić więzione w piwnicy dzieci. Okazało się jednak, że dzieci tam nie ma. Co więcej, nie ma też piwnic w tym budynku. Ale to już było nieważne. Tłum wrzał i ciągle się powiększał, przestraszeni Żydzi zadzwonili do Urzędu Bezpieczeństwa, a nawet do NKWD. Instytucje te pozostały jednak głuche na ich prośby o pomoc. W końcu pod dom na Plantach dotarł oddział Ludowego Wojska Polskiego i otoczył go kordonem. Żydzi odetchnęli z ulgą myśląc, że pomoc nadeszła. Bardzo się mylili. Żołnierze zamiast rozpędzić tłum, sami wraz z milicjantami wdarli się do wnętrza kamienicy i zaczęli strzelać do mieszkańców. Zginęło wtedy kilka osób. Zaczął się pogrom.

Mundurowi wywlekali pozostałych Żydów przed budynek, gdzie już czekał rozwścieczony tłum. Pękły wszystkie bariery moralne, w kierunku wyrzuconych z mieszkań poleciały kamienie. Po nich w ruch poszły pięści, noże i bagnety. Już po chwili w pobliskiej rzeczce o nazwie Silnica wylądowały kolejne ciała, a woda nabrała czerwonego koloru.

Zaczęło się też rabowanie majątku, który pozostał w mieszkaniach bez nadzoru. Na miejscu zjawił się prokurator i księża z okolicznych parafii. Wojsko nie dopuściło ich jednak do tłumu i pokrzywdzonych, a ataki trwały nadal. Dopiero po około dwóch godzinach na Planty trafił kolejny oddział wojska, który oddał salwę ostrzegawczą i rozpędził tłum. Milicja zabrała ciała pomordowanych, a rannych umieszczono w szpitalach.

Efekt domina

Wydawało się, że to już koniec, ale ludziom wciąż było mało, a plotka urastała i się rozwijała. Docierała do coraz większej grupy osób. Gdy pierwsza zmiana skończyła pracę w Kieleckich Zakładach Metalowych, robotnicy nie udali się do domów. Kilkuset osobowa grupa zaopatrzona w kije, rury i kamienie rozbiła wojskowy kordon na Plantach. To wtedy zaczął się dalszy ciąg pogromu żydowskiego w Kielcach. Nie ograniczano się już do jednej kamienicy. Rozjuszeni ludzie atakowali wszystkich przypominających im Żydów na terenie całego miasta, a potem nawet poza jego granicami.

W końcu władze zauważyły „problem” i wysyłały do pacyfikacji tłumów duże oddziały wojska wyposażone w wozy opancerzone. Dopiero późnym popołudniem ludzi udało się rozpędzić, a sytuacja została opanowana.

Niechlubne podsumowanie

W ciągu jednego letniego dnia w wyniku głupoty ludzkiej i bezmyślnej agresji tłumu w samych Kielcach zginęły 42 osoby, a kilkadziesiąt kolejnych zostało ciężko rannych. Są to jedynie statystyki z centrum pogromu, nie obejmują miast i wsi ościennych, gdzie liczba ofiar nie została nigdy dokładnie ustalona (Żydzi byli wywlekani i wyrzucani nawet z podmiejskich pociągów).

Władze miejskie naciskane przez aparat partyjny przeprowadziły szybko kilka pokazowych procesów. Oskarżeni zostali niezwłocznie straceni, choć ich wina nie została potwierdzona. Według ówczesnego wymiaru sprawiedliwości sprawiedliwość została wymierzona. W ostatnich latach Instytut Pamięci Narodowej zajął się tą sprawą, została ona jednak umorzona z powodu braku wystarczających materiałów dowodowych.

Obecnie na kamienicy mieszczącej się na kieleckich Plantach znajduje się kilka tablic pamiątkowych oraz otwarto wystawę poświęconą tamtym zdarzeniom. Pogrom żydowski w Kielcach był strasznym przykładem tego, jak jedna kłamliwa informacja może doprowadzić do tragedii. Jeśli zainteresował Was temat narodu żydowskiego na ziemiach polskich, to zajrzyjcie do pozostałych artykułów o Żydach w Polsce.

3 Comments

  1. Niestety problem leży w naszej psychice. Przez lata byliśmy karmieni w szkole i nie tylko, że Polacy zawsze byli ofiarami. Rozbiory, powstania, pierwsza i drug wojna, ciągle ofiary i krzywdy. Kiedy przychodzi zderzyć się z takimi historiami pojawia się oburzenie. Tematów trudnych, w których Polacy są tej złej stronie jest więcej. Warto o tym pisać, żeby unikać takich błędów w przyszłosci.

    • Dokładnie tak jak piszesz, ciągle staramy się zacierać te ciemne karty w naszej historii. Ukrywać, wygładzać, a czasami wręcz przekłamywać zdarzenia, które są dla nas niewygodne.

Powiedz nam, co sądzisz o tym artykule