Lublin – jeden dzień w mieście na wschodzie

lublin jeden dzień zamekZamek w Lublinie

Lublin – jeden dzień spędzony w tym mieście pozwolił nam na dość dobre poznanie jego tajemnic i historii. Zasłyszane legendy i podania umilały nam podróż, a dobrze odnowione wielowiekowe zabytki cieszyły oko. Czy warto tam pojechać? Według nas zdecydowanie tak! Poniżej dowiecie się, co polecamy zobaczyć w Lublinie.

Lublin – legenda powstania

Według legendy nazwa miasta pochodzi od pewnego zdarzenia, które miało miejsce bardzo dawno temu. W pewien letni dzień strudzony podróżą książę zatrzymał się obok niewielkiego grodu położonego nad brzegami rzeki. Wkrótce podeszli do niego miejscowi rybacy. Gdy spytał ich o nazwę miejscowości, ci odpowiedzieli, że jeszcze nie została ona nadana.

Władca postanowił, że nazwie miasto od pierwszej ryby, którą rybacy wyłowią z wody. W sieci znalazły się dwie ryby: szczupak i lin. Władca stanął przed dylematem. Jednak po chwili zastanowienia stwierdził, że woli, aby mieszkańcy grodu byli łagodni. A do tego obrazu drapieżnik, jakim jest szczupak, ni jak nie pasował. Krzyknął więc: „Lub lin”. Prości ludzie połączyli te dwa słowa i odtąd miasto nazywa się Lublin.

Zamek Lubelski

Po przekroczeniu Alei Solidarności i wspięciu się na wzgórze, naszym oczom ukazała się przepiękna warownia. Zanim powiemy o niej więcej, wspomnimy co znajdowało się w tym miejscu wcześniej. Korzystne pod względem taktycznym położenie na wzgórzu zostało docenione już w VI wieku, kiedy to powstała osada o charakterze obronnym. W pierwszej połowie XIV wieku w miejscu drewnianego zamku Kazimierz Wielki zbudował murowaną fortecę. Niestety XVII wiek przyniósł jej ogromne zniszczenia wskutek wojen, a wiek później została niemal całkowicie rozebrana.

Obecny neogotycki budynek powstał w latach 1824-1826, ale skrywa dość mroczną historię. Służył bowiem jako więzienie władzom rosyjskim, austriackim, niemieckim okupantom, jak również władzom PRL do 1954 roku. Obecnie w Zamku znajduje się Muzeum Lubelskie mieszczące bogate zbiory.

Baszta Zamkowa (Donżon)

Później poszliśmy do Baszty Zamkowej (bilet w cenie 9 zł ), która przez wiele lat wykorzystywana była jako więzienie. Poza zgromadzonymi tam dokumentami i zdjęciami ogromne wrażenie robią relacje więźniów, którym udało się przeżyć ten koszmar. Mur donżonu liczy prawie 3,5 m grubości.

Ta główna wieża lubelskiego Zamku powstała w XIII wieku i jest jednym z najstarszych budowli na Lubelszczyźnie, a jednocześnie najstarszym zachowanym w całości zabytkiem architektury murowanej w mieście. Na szczycie baszty znajduje się platforma widokowa, skąd można podziwiać przepiękną panoramę Lublina.

Kaplica Trójcy Świętej

Kolejnym celem naszego zwiedzania zamku była znajdująca się w nim Kaplica Trójcy Świętej (bilet w cenie 15 zł). Jest ona jednym z najcenniejszych zabytków sztuki średniowiecznej w Polsce, a nawet w Europie.

O jej powstaniu wiemy tyle, że funkcjonowała już na pewno w 1326 roku. Szczególny i unikatowy na skalę światową charakter nadają jej znajdujące się na ścianach malowidła w stylu bizantyjsko-ruskim. Ich fundatorem był Władysław Jagiełło, który przedkładał styl wschodni nad zachodnie zdobienia.

Lublin – Stare Miasto

Aby poznać Lublin w jeden dzień, musieliśmy trochę się pospieszyć. Przez Bramę Grodzką podążyliśmy w kierunku Starego Miasta, które należy do najpiękniejszych w Polsce. Bogato zdobione zabytkowe kamienice i średniowieczny układ przestrzenny tworzą niesamowitą atmosferę. Doszliśmy w końcu do sporego placu, na którym wyraźnie zaznaczały się fundamenty jakiejś budowli.

Plac Po Farze

Plac Po Farze powstał po rozebraniu w 1856 roku kościoła pw. św. Michała. Według legendy został on wybudowany, aby uczcić pewne wydarzenie. Po wygranej bitwie z Jaćwingami Leszek Czarny postanowił nie ścigać niedobitków, tylko odpocząć pod baldachimem liści wielkiego dębu. Gdy zasnął, nawiedził go we śnie Archanioł Michał, który podarował mu miecz.

Książę zerwał się i skrzyknął swoich wojów. Ruszyli w pościg za uciekającym wrogiem i rozbili go doszczętnie. Na pamiątkę niecodziennego snu Leszek Czarny nakazał ścięcie dębu i wybudowanie w jego miejscu kościoła poświęconego aniołowi, który go nawiedził.

Po świątyni pozostał jedynie obrys jej fundamentów oraz niewielki odlew w brązie makiety fary.

fundamenty na placu w Lublinie
Lublin – Plac Po Farze

Trybunał Koronny

W mistycyzmie Lublina mogliśmy się utwierdzić kilkadziesiąt metrów dalej, gdy dotarliśmy do kolejnego placu – Rynku. Obecnie znajduje się w nim m.in. Urząd Stanu Cywilnego, ale dawniej mieścił się tu Trybunał Koronny będący najwyższym sądem apelacyjnym w Rzeczpospolitej. To tutaj i w Piotrkowie od 1578 roku, kiedy to Stefan Batory zrzekł się uprawnień najwyższego sędziego, odbywały się posiedzenia mające definitywnie rozwiązywać sprawy sporne. Od jego powstania Lublin stał się centrum prawniczym Rzeczpospolitej, co dodatkowo podniosło jego rangę.

O sprawiedliwości wydawanych wtedy wyroków można by wiele mówić, ale wystarczy, że przytoczymy pewne podanie ludowe, tym razem mające częściowe potwierdzenie w źródłach historycznych. Otóż na początku XVII wieku rozpatrywano w murach Trybunału Koronnego sprawę pewnej wdowy, której oponentem był bogaty magnat. Przekupił on sędziów i był pewny wygranej. Gdy kobieta się o tym dowiedziała, wzniosła na sali sądowej ręce do wiszącego na ścianie krucyfiksu i wykrzyknęła zrozpaczona: „Gdyby sądzili w tym sądzie czarci, to wydawaliby sprawiedliwsze wyroki”.

O zmroku zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Na Sali pojawili się wysocy ubrani w grube żupany i posiadający czarne peruki osobnicy. Pisarz sprawozdawca sądowy zarzekał się, że zauważył wystające spod gęstych pukli rogi oraz wyczuł zapach siarki. Diabły, bo to one pojawiły się na sali jako sędziowie, wydali sprawiedliwy i korzystny dla wdowy wyrok. Najważniejszy z nich, aby przypieczętować całe zdarzenie, wypalił na stole sędziowskim swoją łapę (można ją podziwiać do dzisiaj w holu muzeum na Zamku Lubelskim).

Wieża Trynitarska i Archikatedra Lubelska

Przy Trybunale skręciliśmy i udaliśmy się w kierunku neogotyckiej Wieży Trynitarskiej, która zwana jest też Bramą Trynitarską. Jest to najwyższy zabytkowy punkt Lublina. Na wysokości 40 m mieści się tam platforma widokowa, a we wnętrzach znajduje się Muzeum Diecezjalne. Nazwa wieży pochodzi od zakonu trynitarzy, którzy przebywali w zabudowaniach klasztornych. Legenda mówi, że blaszany kogucik znajdujący się na szczycie chronił mieszkańców Lublina przed zagrożeniem.

My jednak podążyliśmy pod jej łukowatym przejściem i wyszliśmy na Plac Katedralny, na którym mieści się Archikatedra Lubelska. Jest ona największym kościołem stolicy województwa i jednocześnie perłą sztuki barokowej. Została wybudowana na przełomie XVI i XVII wieku, a jej wnętrza ozdabiają przepiękne freski. Ołtarz wykonany jest z czarnej gruszki i pochodzi z XVII wieku. Znajdują się tu również zabytkowe barokowe obrazy oraz podobizna Matki Boskiej Płaczącej, która ponoć w 1949 roku zalała się łzami. Zebrano je i umieszczono w jednej z pereł zdobiących jej koronę.

Inną – tym razem architektoniczną – ciekawostkę możemy zauważyć, gdy staniemy w rogu Zakrystii Akustycznej. A co to takiego? Otóż słychać tam najdrobniejszy szept wypowiadany w innych narożnikach. Podobno właściwość tę wykorzystywał często biskup lubelski, który lubił wiedzieć, co o nim mówią inni.

Za Bramą Krakowską

Gdy wyszliśmy z katedry, ruszyliśmy w kierunku Bramy Krakowskiej i znajdującego się tuż obok niej Nowego Ratusza. W końcu mieliśmy zamiar poznać Lublin w jeden dzień.

Droga nie była długa i już niebawem ujrzeliśmy wieżę wznoszącą się w miejscu murów miejskich od XIV wieku. Brama Krakowska strzegła przez dwa stulecia dostępu do lubelskiego Starego Miasta. Potem utraciła swoje obronne funkcje na rzecz funkcji mieszkalnych. W XVI wieku zamontowano na niej zegar, nie przetrwał on jednak do naszych czasów. Tarcze obecnych dwóch czasomierzy pochodzą z XIX wieku, a ich wewnętrzne mechanizmy z XX wieku. Dziś umieszczono w niej zbiory historyczne dokumentujące życie Lublina od VI wieku aż do II wojny światowej. Brama Krakowska jest jedną z architektonicznych wizytówek miasta.

Kilka kroków dalej znajduje się doskonale widoczny Nowy Ratusz, obecna siedziba władz miasta. Rada miejska została tu przeniesiona w pierwszej połowie XIX wieku, kiedy to na miejscu zniszczonego klasztoru powstał tu budynek ratusza. Codziennie w samo południe z tarasu ratuszowego rozbrzmiewa hejnał Lublina według oryginalnego zapisu z 1685 roku.

Kościół Ducha Świętego

Do budynku magistratu przylega kościół pw. Ducha Świętego. Swoje początki notuje już w pierwszej połowie XV wieku. Niestety później wielokrotnie ulegał pożarom, w wyniku czego na początku XIX wieku jego budynek i klasztor karmelitów zostały przekazane na rzecz nowo budowanego ratusza. Może była to kara za to, jak karmelici weszli w posiadanie tych terenów. Zgodnie z zapiskami historycznymi można domniemywać, iż ich działania w tym zakresie nie były w pełni legalne.

W późniejszym okresie kościół został odbudowany i jako jedyny z całego kompleksu klasztornego pełni funkcje sakralne. Jego wnętrza są barokowe, a ściany przedsionka zdobią płyty nagrobne.

Plac Litewski

Podążając dalej ulicą Krakowskie Przedmieście, dotarliśmy do Placu Litewskiego. Znajduje się tam Pomnik Unii Litewskiej. Kiedy tam doszliśmy okazało się, że cały plac został ogrodzony wysokim płotem z powodu remontu. Ale dla chcącego nic trudnego. Aparat powędrował nad ogrodzenie, a nasze oczy znalazły prześwity pomiędzy łączeniami płyt budowlanych.

Obecny pomnik znajduje się w tym miejscu od 1826 roku, a jego koncepcja pochodzi od Stanisława Staszica. Złocona płaskorzeźba przedstawia dwie kobiety podające sobie dłonie, a pomiędzy nimi widoczne są herby Korony i Litwy. Nie jest to jednak pierwsza instalacja upamiętniająca zawarcie Unii Lubelskiej. Już w 1569 roku na polecenie Zygmunta Augusta postawiono tam monument wysoki na 12 łokci (około 630 cm).

Naprzeciwko pomnika znajduje się kolejny kościół pw. św. Piotra i Pawła. Jest on czwartą pod względem kolejności budowania świątynią polskich kapucynów. Powstał w latach 1726-1733 i początkowo posiadał aż dziewięć ołtarzy, z których do dzisiaj pozostało siedem.

Kilkadziesiąt metrów dalej na końcu Placu Litewskiego znajduje się następny pomnik, upamiętniający marszałka Józefa Piłsudskiego. Będąc w tej okolicy, nie sposób nie zauważyć przepięknej architektury znajdujących się tu hoteli Europa i Grand.

Teatr im. Juliusza Osterwy

W tym miejscu skręciliśmy w ulicę Kołłątaja, a następnie Peowiaków. Po kilku minutach spaceru w ciągle padającym deszczu dotarliśmy do Teatru im. Juliusza Osterwy. Warto o nim wspomnieć, gdyż jest to jeden z najstarszych budynków teatralnych w Polsce. Wybudowano go w 1886 roku, a jego powstawanie trwało tylko dwa lata. Jak na tamte czasy było to wynikiem lepiej niż zadowalającym. Jednym z reżyserów wystawianych tam sztuk był Adam Hanuszkiewicz. A swoje piętno na scenie odcisnęli tacy aktorzy jak chociażby: Stanisław Mikulski, Jan Machulski czy Zofia Kucówna.

Kościół Wniebowzięcia NMP Zwycięskiej i legenda św. Brygidy

Do następnej atrakcji turystycznej wystarczyło przejść na drugą stronę ulicy. To dobrze, bo zobaczyć jakie atrakcje kryje Lublin w jeden dzień wcale nie jest łatwo.

Kościół Wniebowzięcia NMP Zwycięskiej jest dość ważnym zabytkiem Lublina, choć z zewnątrz nie robi jakiegoś piorunującego wrażenia. Gdy podeszliśmy bliżej do zawieszonej na jego murze tablicy, dowiedzieliśmy się ciekawej rzeczy. Kościół ten został wybudowany w latach 1412-1426 jako wotum króla Władysława Jagiełły za zwycięstwo odniesione nad Krzyżakami pod Grunwaldem. Wnętrza były dość ciemne, aczkolwiek bardzo interesujące. Piękne ozdobne ławki, rzeźbienia na ścianach, kunsztem wykazali się też twórcy ołtarza.

Legenda głosi, że kościół ten był wybudowany przez jeńców krzyżackich pojmanych w bitwie pod Grunwaldem. Po ukończeniu budowy zostały sprowadzone tu siostry z zakonu brygidek, które pozostały do XIX wieku. A czemu właśnie one? Władysław Jagiełło wierzył, że to właśnie święta Brygida przepowiedziała upadek zakonu krzyżackiego i pojawienie się dzielnego zwycięskiego władcy. Polski król wziął sobie tę przepowiednię do serca i… no cóż, wszyscy wiemy, co było dalej.

Przy Placu Wolności

Kilkaset metrów dalej znajduje się kolejny kościół, który odwiedziliśmy – pobenedyktyńska parafia pw. Nawrócenia św. Pawła. Przed wejściem widać pięknie utrzymany ogród, a ogradza go płot, w którym zainteresowały nas ciekawe elementy zdobień. Budynek był niestety zamknięty, więc nie mogliśmy zajrzeć do środka, czego bardzo żałowaliśmy. W ołtarzu znajduje się podobno cudowny obraz z licznymi wotami.

Tuż obok na placu Wolności ustawiono ciekawą fontannę o nazwie Wieża Ciśnień. Tuż przy niej dowiedzieliśmy się o tym, jak mieszkańcy Lublina dbają nie tylko o rowery, ale i o miejsca ich postoju. Kilka stojących nieopodal stojaków rowerowych ubrano w ciuchy z włóczki. Jak dla nas pomysł ciekawy i ubarwiający szarość ulicy.

Kuria Metropolitarna

Zatoczywszy koło dotarliśmy z powrotem w rejon Archikatedry. Tam zauważyliśmy zabudowania sakralne. Okazało się, że za murem mieści się seminarium duchowne. Dbałość o bezpieczeństwo lub tajemnice kleryków spowodowała, że wszystkie budynki mogliśmy podziwiać wyłącznie z zewnątrz. Natomiast nas obserwowano przez liczne okna. Niedaleko seminarium w kierunku starówki znajduje się Kuria Metropolitarna. Zainteresowały nas jej piękne ogrody.

Czego nie zdążyliśmy zobaczyć?

Z racji poganiającego nas czasu ruszyliśmy w kierunku samochodu. Po drodze chcieliśmy wstąpić jeszcze do Katedralnej Cerkwi Prawosławnej mieszczącej się przy dworcu autobusowym. Gdy tam dotarliśmy okazało się jednak, że się spóźniliśmy i nie dane nam będzie poznać wnętrz wypełnionych ciekawymi i historycznymi ikonami.

Do zobaczenia pozostało jeszcze wiele ciekawych miejsc, takich chociażby jak:

Lublin na jeden dzień okazał się być za dużym miastem. Na pewno jeszcze do niego wrócimy, gdyż jest to niezwykle klimatyczne miejsce.

6 Comments

  1. Nie wiem, czy jest jeszcze kawiarnia (klub?) Czarcia Łapa na Starym Mieście. Może ma zmienioną nazwę.. Mieściła się w podziemiach jednego z budynków, jakieś 2 piętra pod ziemią. Na blacie stołu była wypalona czarcia łapa, stąd nazwa.
    Świetnie mi się czytało i wspominało, dzięki 🙂

  2. Z tym wschodnim akceptem to różnie bywa. Na Ziemi Lubuskiej na wsi i w małych miasteczkach słychać go tak samo jak na wschodzie. W Poznaniu język ukraiński do wyboru pojawił się w bankomatach, automatach na bilety komunikacji miejskiej. Polak na Wyspach dobrze, Ukrainiec w Polsce źle to ciekawy sposób myślenia. Grafy uwielbiają wschodnie miasteczka, tylko mamy strasznie daleko. Często pozostaje tylko poczytać i pozazdrościć.

  3. Wypaloną czarcią łapę widziałam na własne oczy – rzeczywiście jest. Ale w Lublinie nie byłam już całe długie lata i chętnie się tam wybiorę, Na pewno dużo się pozmieniało, ale swoje ścieżki poznam zawsze! 🙂

Powiedz nam, co sądzisz o tym artykule